wtv.pl > Gwiazdy > Brakuje argumentów? Najłatwiej przyczepić się do wyglądu kobiety. To zrobił Sebastian Fabijański - i miliony ludzi na świecie [Opinia]
Maja Staśko
Maja Staśko 19.03.2022 08:27

Brakuje argumentów? Najłatwiej przyczepić się do wyglądu kobiety. To zrobił Sebastian Fabijański - i miliony ludzi na świecie [Opinia]

wtv
WTV.pl

Cała afera z Fabijańskim rozpoczęła się od ogłoszenia wyników konkursu Vogule Poland na "Drama Queen 2020". Fabijański w 2020 r. wszedł w konflikt z raperem Quebonafide, ten zaś ujął go w jednej ze swoich piosenek. W konkursie zajął trzecie miejsce. Skomentowała to na swojej relacji anonimowa dziewczyna słowami "ale k*rwa Fabijański?!", które nawiązywały do słów z piosenki Quebonafide ("Raperzy rozumiem, ale k*rwa Fabijański?!”). Tymi słowami aktor od tygodni jest obrażany przez dziesiątki hejterów w sieci. Ale w odpowiedzi dziewczynie na tę relację aktor żartobliwie stwierdził: "A wydawało mi się, że to wygram :(". Wtedy dziewczyna odpowiedziała: "Trzymam kciuki, może za rok się uda". To rozjuszyło aktora: "Jeżeli kłebo [chodzi o Quebonafide] coś nagra znowu, to być może. Postaram się przebić 2020. A ja tobie życzę, żebyś trafiła na dobrego trenera personalnego". Dziewczyna nawiązała wtedy do partnerki Fabijańskiego, Maffashion, która wspiera ruch body positivity: "Twoja dziewczyna namawia do akceptowania swojego ciała, a ty sugerujesz obcej osobie, że powinna zacząć ćwiczyć?". To wymagało od aktora dłuższej odpowiedzi, w której zrównał jej komentarz o tym, że trzyma kciuki, z jego próbą poniżenia go ze względu na jej sylwetkę. Zarzucił dziewczynie, że "wyeksponowała" swoją figurę na imprezie osiemnastkowej, więc on ma prawo cisnąć z niej bekę:

"Wybacz, ale dostosowuję się do poziomu twojego. Nie znasz mnie, nie wiesz nic, a ciśniesz bekę ze mnie tylko dlatego, że twój idol o mnie coś nagrał, bo ja wcześniej coś o nim powiedziałem. Więc ja ci odpowiadam tym samym. Nie znam cię, nic nie wiem, a cisnę bekę z twojej figury, którą tak chętnie wyeksponowałaś na 18. urodziny. Tyle, bez odbioru".

Dziewczyna zakończyła tę wymianę zdań, pisząc wprost, że jego komentarz był wyrazem braku szacunku, a obrażanie ze względu na wagę jest na poziomie gimnazjum:

"W przeciwieństwie do ciebie mam dystans i kompletnie nie wstydzę się swojej figury, a ty jako osoba publiczna chyba powinieneś wykazać się większym szacunkiem do twojego potencjalnego słuchacza. Pomijając fakt, że w żadnej wiadomości ciebie nie obraziłam. Życzę dystansu do siebie, bo to tylko żarty były. A no i szacunku do drugiej osoby i wyzbycia się przestarzałych żartów o czyjejś wadze. Po skończeniu gimnazjum takie żarty nie są już zabawne".

Po jakimś czasie Fabijański na swoim koncie napisał, że sprawa została wyjaśniona i nawzajem się przeprosili. 33-letni facet próbuje poniżyć nastolatkę ze względu na wagę. Po czym ogłasza, że nawzajem się przepraszają. A w sieci pojawiają się komentarze, że to ona prowokowała i zaczęła, że sama chciała. Bo udostępniła relację Vogule Poland, przywołała słowa Quebo czy napisała, że trzyma kciuki? A może dlatego, że śmiała się dobrze bawić na osiemnastce, ubrać tak, jak miała na to ochotę i udostępnić z tej zabawy zdjęcie? Bo miała za krótką spódniczkę?

Wspieram tę dziewczynę

Wspieram tę dziewczynę. Wspieram ją i miliony innych dziewczyn, które codziennie są obrażane ze względu na wygląd. Bo problem nie dotyczy tylko tego aktora. Nie chodzi tu o ploteczki, jakieś konflikty, które rozpalają portale plotkarskie - chodzi o walkę ze stereotypami i powszechnym przyzwoleniem na obrażanie kobiet ze względu na wygląd. Przed chwilą zrobił to Fabijański, a w tej chwili robi Jacek, Julian i Krzysztof. Do anonimowej dziewczyny w sieci, koleżanki, swojej żony. I nie widzi w tym nic złego. Bo przecież tak robi każdy: aktorzy, raperzy, dziennikarze i księża.

Każda z nas słyszała takie komentarze. Gdy komuś brakuje argumentów, chwyta się tego, czym najłatwiej nas zranić. Wystarczy powiedzieć: "A ty jesteś brzydka!". I nagle nasze argumenty dotyczące problemów społecznych czy politycznych okazują się bezwartościowe. W końcu jesteś brzydka, więc jak możesz mieć rację? Bardzo logiczne, prawda?

Wrzuciłaś zdjęcie z osiemnastki? Masz zdanie na jakiś temat? Działasz społecznie? Masz ciało? ISTNIEJESZ? To z całą pewnością usłyszysz: "Jesteś brzydka", "Jesteś gruba", "Ale spaślak", "Masz duży nos", "Ale obleśna". Wszystko, co zrobimy, może sprowokować do wydania oceny na temat naszego wyglądu.

Tylko co to ma do rzeczy? I czy ktokolwiek pytał o opinię na ten temat? To, że dzielimy się swoim zdaniem, nie daje nikomu prawa do wydawania opinii na temat naszego wyglądu. Nie prosimy o nią. Rozmawiamy na inny temat, więc to opinia z nim związana jest ważna. To, że wrzucamy na Instagramie swoje zdjęcia, też nikomu nie daje prawa do oceniania nas - chyba że o to zapytamy. Nie wrzucamy zdjęć, by być obrażane i upokarzane. Nie "prowokujemy", gdy wrzucamy zdjęcia - podobnie jak nie robimy tego, gdy idziemy ulicą czy nosimy krótką spódniczkę. Istniejemy w przestrzeni społecznej - online i offline. Pogódźcie się z tym. Przez lata kobiety zamykano w domach i zakładach pracy - więc ich nagła obecność w polityce czy mediach dla naszych dziadków mogła być oburzająca. Próbowali je stamtąd wykurzyć - a najłatwiej to było zrobić przez podważenie ich największego (ich zdaniem) atutu - wyglądu. Wiele z tych stereotypów i reakcji przedarło się do dziś. Często są automatyczne i zupełnie nieprzemyślane.

Dlatego jeśli nie jesteście w stanie się powstrzymać przed oceną wyglądu czy obrażeniem nas - przepracujcie to. To Wasz problem, nie nasz. Pomyślcie: po co to robię? Dlaczego ją oceniam? Jaki jest mój cel? Porozmawiajcie z kobietami wokół. Skontaktujcie się ze wsparciem psychologicznym: na przykład w Centrach Zdrowia Psychicznego czy w ramach darmowych konsultacji na NFZ albo w organizacjach wsparcia, jak Klimat i Emocje lub Psychologowie Dla Społeczeństwa. Można inaczej.

Trzeba inaczej.

Medialna narracja nie pomaga

Nie będę ukrywać: nie żyje się łatwo w świecie, w którym wartość kobiety zależna jest od jej wyglądu. "Jesteś brzydka" ma podważyć naszą wartość - a zatem zdeprecjonować argumenty, którymi się posługujemy. Działa podobnie jak "jesteś chora psychicznie" - jakby zaburzenie psychiczne nas dyskredytowało. Tymczasem zarówno osoby niewpisujące się w wyśrubowane normy atrakcyjności, jak i te mierzące się z zaburzeniami psychicznymi czasem mają rację, a czasem nie; miewają wielką wiedzę w temacie albo wypowiadają się bez znajomości sprawy; lubią dyskutować lub nie. Jak ludzie. Bo kobiety to po prostu ludzie - niezależnie od wyglądu. I tak powinnyśmy być traktowane.

Bo tak naprawdę wcale nie chodzi o nasz wygląd - nie ma co brać tego do siebie (wiem, wiem, łatwo powiedzieć...). Chodzi o poniżenie i wytrącenie argumentów. O zdyskredytowanie. I każdy sposób, który zrobi to szybko, jest dobry: czy to oparty na stygmatyzacji kobiet ze względu na wygląd, czy na stygmatyzacji ludzi ze względu na kryzysy psychiczne. W świecie, w którym opinię na temat urody wyznaczają nam filtry na Instagramie, photoshop i medycyna estetyczna, nie ma żyjącej, realnej osoby, której nie można by zarzucić, że jest brzydka. Cóż, nasze twarze na żywo nie są wygładzone filtrem, usta nie są powiększone w programie, a zmarszczki, pieprzyki czy rozstępy usunięte. W związku z tym, gdy tylko pojawimy się publicznie, a komuś nie spodoba się nasza działalność - usłyszymy, że jesteśmy brzydkie. Każda, bez wyjątku. Bo nie chodzi o wygląd, tylko o upokorzenie nas. Zamiast przyłożyć się i zastanowić nad argumentem albo poczytać na temat, na który dana osoba mówi - łatwiej krzyknąć: "Gruba!". To droga na skróty. Ta droga na skróty wiedzie przez przemoc.

Gdy gwiazdy zostaną przyłapane publicznie przez fotoreporterów, wypomina im się, że nie wyglądają jak na zdjęciach. Jasne, że nie wyglądają - nikt z nas nie chodzi z idealnym oświetleniem, zawsze w dobrej pozie, z filtrami i photoshopem. Jak więc miałybyśmy wyglądać tak samo jak na zdjęciach?

Anna Lewandowska na wakacjach z widocznym brzuszkiem, chociaż na Instagramie zgubiła brzuszek tuż po porodzie. Maffashion z inną twarzą niż ta na Instagramie. A ile ta Adele schudła! Madonna pokazała włosy pod pachami. Najważniejsze staje się to, która schudła, która przytyła, ile kilogramów, na jakiej jest diecie, której rozmazał się makijaż, a która nie ma makijażu, która ma włosy pod pachami, a której widać cellulit, rozstęp, pryszcze... To wszystko standardowe tematy newsów w prasie plotkarskiej - nikogo nawet nie dziwią. I świetnie, jeśli serwisy plotkarskie krytykują komentarz Fabijańskiego. Ale fakt, że tuż obok niego jest news o powalającej diecie Jennifer Lopez sprawia, że walka z body shamingiem jest znacznie trudniejsza.

#MeToo. Ja też słyszę, że jestem brzydka - bo działam

Od kilku tygodni taki jeden mężczyzna na YouTubie z prawie 100 tys. subskrybcji "krytykuje" moje poglądy z moimi zniekształconymi zdjęciami na miniaturkach. Wcześniej "polemizował" z modelkami plus size, nazywając je "ulańcami" i dając im oceny w skali od 1 do 10. Głównie 2. Gdy prowadziłam live'a ze specjalistkami w zakresie zdrowia psychicznego, podobnie oceniał prelegentki. Wchodził także na profile na Instagramie osób, które oglądały ten live i komentowały, pokazywał ich zdjęcia i je również oceniał po kątem wyglądu. "Ulana" - rzucił o jednej z dziewczyn na oczach kilkuset ludzi. To nie była osoba publiczna. Po prostu chciała obejrzeć live na ważny społeczny temat. To wystarczyło, by sprowokować YouTubera.

Gdy tylko piszę o prawach kobiet, od razu słyszę: "brzydka". Stereotyp brzydkiej feministki powstał wiele lat temu dokładnie po to, by zniechęcić społeczeństwo do kobiet walczących o prawa wyborcze, dostęp do ochrony zdrowia czy wspierających kobiety po gwałtach i przemocy domowej. A najłatwiej zniechęcić przez nazwanie ją brzydką. Inne kobiety do nich nie dołączą, bo nie będą chciały słyszeć tego samego, a mężczyźni zarechoczą, że jest feministką, bo żaden facet jej nie chciał i dawno nie miała bolca (więc ma pier*olca).

Marta Lempart, jedna z twarzy Strajku Kobiet, co rusz jest deprecjonowana argumentami o jej wyglądzie i figurze. Dla niektórych to dowód na to, że nie jest kobietą. Dla innych - że wylewa frustracje związane z kompleksami. Owszem, wylewa frustracje - ale są one spowodowane krajem, w którym można bezkarnie i publicznie upokarzać i krzywdzić kobiety. Te frustracje narastają w nas wszystkich - także wtedy, gdy zewsząd słyszymy, że jesteśmy brzydkie i grube. Więc bezwartościowe.

Żadna z nas nie chce być oceniona jako nieładna. Często robimy wszystko, by nie zachowywać się tak, jak te, które są tak określane. Nie angażujemy się, nie wystawiamy na widok publiczny, nie wypowiadamy swojego zdania, nie krytykujemy. Rezygnujemy z próby zmiany świata. Zamiast tego chodzimy na kolejne zabiegi i kupujemy kolejne produkty. I codziennie wchodzimy na wagę, by zważyć swoją wartość. Najbardziej popularne influencerki dają kolejne magiczne sposoby na białe zęby i gładką skórę przez pokazywanie niemedycznych suplementów - zamiast informacji na temat medycznej szczepionki, która może ocalić życie i zdrowie wielu ludzi.

Wzbudzanie w nas kompleksów może nie tylko zdyskredytować nas w trakcie dyskusji - ale także sprawić, że chętniej będziemy kupować kolejne kosmetyki i suplementy, które mają zupełnie zmienić nasze życie. Oczywiście, nie zmieniają - w związku z tym kupujemy kolejne kosmetyki i zabiegi. I tak w kółko. Nasze ciała i kompleksy są źródłem niekończących się zysków.

Body shaming pozwala zarabiać na naszych ciałach.

Gwałt to komplement?

Niedawno Marcin Stanowski, krytykując mój tekst o molestowaniu w klubach, uznał, że nie jestem aż tak piękna, żeby faceci mnie nękali i molestowali. Na Twitterze dodał, że brzydka też nie jestem, po prostu nie jestem połączeniem Sophii Loren, Marylin Monroe i kogoś tam jeszcze.

A zatem powinnam się martwić, że mężczyźni mnie (według niego) nie nękają? Powinnam chcieć, żeby ktoś mnie molestował - bo to będzie oznaczać, że jestem połączeniem pięknych aktorek? Że komuś się spodobałam?

W ten sposób nękanie staje się komplementem. Przemoc seksualna nie gra tu jako przestępstwo czy coś, co należy zwalczać - to wyraz uznania dla atrakcyjności kobiet.

Gdy posłanki Lewicy złożyły w Sejmie projekt o zmianie definicji gwałtu, powszechną reakcją mężczyzn było: "Kto by chciał Was zgwałcić?". "Nie martwcie się, Wam to nie grozi". Mężczyźni zakładali, że zrobią nam przykrość, gdy napiszą, że nikt nas nie zgwałcił. Ale dokładnie o to nam chodzi! My nie chcemy być gwałcone. A wciąż wiele z nas jest.

To nie jest tak, że boimy się, że ktoś nas nie będzie chciał zgwałcić. Że nie będzie chciał nas "tknąć". Że jesteśmy za brzydkie nawet na to, żeby nas zgwałcić. Gdy koleżanka mówi nam o gwałcie, nie reagujemy: "Zazdroszczę, musiałaś mu się bardzo spodobać". To jakiś absurd. My się boimy, że ktoś nas zgwałci. Bo gwałt to nie jest komplement ani uznanie naszej atrakcyjności.

Pomijam fakt, że to mit, że gwałcone osoby są atrakcyjne czy noszą stereotypowe "krótkie spódniczki" - z badań wynika, że strój nie ma wpływu na gwałt, a osoby po gwałtach wyglądają na wszystkie możliwe sposoby. Zwłaszcza że większość gwałtów jest dokonywana przez partnerów lub byłych partnerów - gwałciciele nie czyhają na najatrakcyjniejszą dziewczynę, by ją porwać i zgwałcić. Gwałciciele najczęściej wykorzystują swoje partnerki i byłe partnerki.

Powiązane