Dziewczynki w Polsce mają najgorszy wizerunek swojego ciała. A Kaczorowska mówi o "modzie na brzydotę"
Agnieszka Kaczorowska zamieściła post, w którym wyznała, że jest estetką i obserwuje obecnie modę na brzydotę pod postacią zdjęć zwyczajnych, zmęczonych osób i z hasztagiem #bodypositivity. Stwierdziła, że to hamuje przed rozwojem i nie motywuje do zmiany. I że piękno „pozwoli Ci iść na szczyt, a nie siedzieć w Twoim lub czyimś błotku, w którym tak miło się taplać, bo przecież mnóstwo ludzi siedzi tam z Tobą”.
W swoim poście Kaczorowska zauważyła też, że widzi „wycieczkę zgarbionych nastolatek, chowających się na zdjęciach za swoimi włosami czy rękoma... bo bycie pięknym i wyjątkowym nie jest w modzie. Bo gdy wypinasz klatkę, podnosisz brodę i idziesz śmiało przed siebie, to jesteś zadufany”.
To wywołało mnóstwo krytycznych komentarzy. Julia Wróblewska napisała:
„Aga, uwielbiam Cię. Ale próbowanie być „najlepszą wersją mnie” mnie zniszczyło. Od dziecka musiałam być taka i taka i taka. Uśmiechnięta, ładna, schludna, bez wad. Tak można jakiś czas, ale to wykańcza i na pewno nie jest szczęściem. Teraz jest moda na prawdę, nie na brzydotę. I dzięki temu sama stałam się prawdziwa i nie jestem kalką idealności, jak wiele osób w naszej branży”.
I dodała: „A te nastolatki kryją się, bo boją się że nie są idealne. Mówię to jako niedawno nastolatka. Która wstydziła się krostki, która wyskoczyła gdy miałam okres. Czy gdy widziałam jak piękne są inne kobiety z branży i czułam się przy nich właśnie brzydka. Bo nie mam idealnych kształtów”.
Róża Hajkuś, lekarka, skomentowała z kolei na swoim koncie @roza_lekarzdladzieci:
„Powiem Wam, jak to wygląda z mojej perspektywy, lekarki od dzieci. Na dyżurze dzwoni dzwonek. Długo, to znaczy, że trzeba szybko na izbę, bo przyjechał ZRM. Na noszach wjeżdża dziecko. Kolejne dziecko po próbie samobójczej. Ustalam, co zażyło. Ile. Kiedy. Dzwonię na toksykologię. Mogę jeszcze płukać czy już za późno? Istnieje odtrutka czy nie? (Zwykle nie). A gdy uratujemy, co dalej? Gdy na szacowane coroczne nawet 20 tysięcy prób samobójczych młodzieży w Polsce mamy o wiele za mało specjalistów, łóżek, wszystkiego?
I NIGDY nie zdarzyło mi się w pracy, że takie dziecko powiedziało potem, że próbowało się zabić, bo uważa się za zgodne z wytworzonymi przez media i biznesy urody kanonami piękna, a teraz się promuje brzydotę. Dzieci się próbowały zabić np. dlatego, bo są za brzydkie, za smutne, za nieśmiałe, za grube w porównaniu do oczekiwań otoczenia. Bo nie są heteronormatywne. Próbują się zabić na przykład dlatego, bo nie akceptują siebie, bo według europejskich badań nastolatki w Polsce są na szarym końcu samoakceptacji”.
https://www.instagram.com/p/CPxfCz9s3FN/
Już w wieku pięciu lat życia dziewczynki martwią się o swój wygląd i rozmiar
Według badania HBSC dla WHO z 2018 r. na 227 tysiącach dzieci z 50. krajów, polskie nastolatki mają najgorszy wizerunek swojego ciała. Ponad połowa z nich uważa, że jest „za gruba” – mimo iż większość z nich nie jest.
Badania z 2012 r. przeprowadzone w Wielkiej Brytanii przez organizację YMCA wskazują, że już w wieku pięciu lat życia dziewczynki martwią się o swój wygląd i rozmiar. Nawet połowa dziewczynek obawia się przytycia i odmawia sobie jedzenia lub się objada. Jedna czwarta siedmiolatek przynajmniej raz próbowała schudnąć, a jedna trzecia chłopców w wieku 8-12 lat stosuje dietę, aby schudnąć.
Badania w grupie dziewczynek w wieku 10-17 lat przeprowadzone w 2018 r. na zlecenie Dove wykazały, że aż 81% Polek w tym wieku nie ma wysokiej samooceny wyglądu. Na całym świecie Polska zajęła pod tym względem drugie miejsce – tylko Japonki mają niższą samoocenę (93%).
Z badania przeprowadzonego w Polsce wynika, że kiedy dziewczynki nie czują się dobrze we własnym ciele, to nie angażują się społecznie (83%), cierpią na zaburzenia odżywiania lub w inny sposób narażają swoje zdrowie (78%), a także nie będą asertywne i nie będą umiały obronić swoich decyzji (89%).
8 na 10 dziewczynek (80%) z niską samooceną własnego wyglądu unika ważnych czynności, np. nie spędza czasu z rodziną i przyjaciółmi, nie angażuje się w zajęcia poza domem, nie próbuje swoich sił w drużynie sportowej czy kole zainteresowań, w porównaniu do 4 na 10 (41%) dziewczynek z wysoką samooceną.
7 na 10 dziewczynek (75%) z niską samooceną cierpi na zaburzenia łaknienia i naraża swoje zdrowie, unikając wizyty u lekarza, w porównaniu do 3 na 10 (34%) dziewczynek z wysoką samooceną.
7 na 10 dziewczynek (65%) z niską samooceną wyglądu ma gorsze zdanie na swój temat po lekturze magazynów ze zdjęciami „pięknych dziewcząt”. Problem ten dotyczy zaledwie 2 na 10 (16%) dziewczynek z wysoką samooceną.
Tylko 1 na 10 dziewczynek (12%) z niską samooceną wyglądu uważa, że jest piękna, nawet jeśli różni się od „standardów piękna”, w porównaniu do dziewczynek z wysoką samooceną, gdzie aż 8 na 10 (78%) uważa, że są piękne, mimo że nie wpisują się w medialne kanony atrakcyjności.
Kiedy dziewczynki mają wysoką samoocenę, rzadziej myślą o sobie, że są bezużyteczne – to tylko 16% w porównaniu do 89% dziewczynek z niską samooceną.
7 na 10 wszystkich dziewczynek uważa, że piękne kobiety mają więcej możliwości w życiu, a 57% dziewczynek otrzymuje więcej komentarzy na temat tego, jak wyglądają, niż na temat ich wysiłków, dokonań i zasług. 7 na 10 dziewczynek uważa, że media i reklama wyznaczają nierealistyczne standardy piękna, których większość nigdy nie osiągnie.
Prawie wszystkie dziewczynki (82%) na całym świecie uważają, że w każdej dziewczynie jest coś pięknego. Ale często nie myślą, że to w nich samych jest coś pięknego.
Dziewczynki czują przymus walki ze swoją cielesnością poprzez stosowanie diet i drakońskich ćwiczeń
Mechanizm dyscyplinowania ciał dziewczynek do wymogów atrakcyjności świetnie opisały autorki raportu badawczego „Przyszłość dla dziewczynek”, Eliza Durka-Cieślawska, prezeska Fundacji „Kosmos dla Dziewczynek” i Marta Majchrzak:
„Około 10. roku życia, kiedy rozpoczyna się dojrzewanie, dziewczynki coraz bardziej przejmują się wyglądem, co jest bezpośrednią przyczyną ich niskiej samooceny. Otoczenie społeczne wymusza na dziewczynkach dobry, atrakcyjny wygląd, właściwie w każdej sytuacji społecznej. Od sytuacji towarzyskich, rodzinnych, szkolnych po religijne (piękna, biała sukienka), środowisko oczekuje od dziewczynki, że wyglądem, strojem i zachowaniem wypełniać będzie wzorzec młodej dziewczynki-przyszłej kobiety.
Oznacza to, że uwaga dziewczynek odciągana jest od rozwijania własnych pasji, odkrywania własnego potencjału, a przekierowywana na próby wypełnienia wzorca piękna. Mimo, że starsze dziewczynki często znajdują w dbaniu o siebie i swojej atrakcyjności siłę, to jednak dla młodszych, których wygląd w szybkim tempie się zmienia, cielesność staje się źródłem napięć i frustracji. Własne ciało i twarz postrzegane są jako nieskalibrowane do zawsze odległego ideału. Dziewczynki wyolbrzymiają własne niedostatki i czują przymus walki ze swoją cielesnością poprzez stosowanie diet i drakońskich ćwiczeń.”
Na inny aspekt zwracają uwagę autorki „Dziewczyńskiego Journallingu”, Magda Korczyńska i Magda Falińska z projektu „Jak Wychowywać Dziewczynki”. Wskazują, że zgodnie z badaniami wychowywanie dziewczynek z częstymi komplementami na temat ich wyglądu wcale im nie służy, a także wykształca poczucie wartości oparte na atrakcyjności:
„Badania pokazują, że zbyt częste odwoływanie się do wyglądu w rodzinie jest szkodliwe dla wizerunku ciała, bo może prowadzić do jego uprzedmiotowienia. Wówczas ciało jest traktowane jako obiekt oceniany przez innych, co w efekcie może być przyczyną negatywnego wizerunku ciała, a w niektórych przypadkach prowadzić może do wykształcenia się zaburzeń odżywiania. Nawet pozytywne komentarze na temat wyglądu mogą podsycać samo-uprzedmiotowienie w tym sensie, że kierują one uwagę dziewczynek na akceptację z otoczenia. Zjawisko powstawania uprzedzeń na temat ciała wywołane komplementami nazwano complimentary weightism. Nadmierne zwracanie uwagi na wygląd zewnętrzny dziecka w rodzinie może w niezamierzony sposób nauczyć je definiować swój wizerunek ciała jedynie na bazie wyglądu zewnętrznego i warunkować je na oczekiwanie akceptacji od otoczenia”.
Non-apology: przeprosiny, które nie są przeprosinami
I to ma realne konsekwencje na całe nasze życie. Po poście Agnieszki Kaczorowskiej pojawiła się lawina krytyki i komentarzy. W sprawie wypowiedziały się m.in. Karolina Korwin-Piotrowska, Maffashion czy Magda Mołek, zamieszczając swoje zdjęcia z codziennych sytuacji, bez filtrów i upiększeń. Zdjęcia, które Agnieszka Kaczorowska uznałaby zapewne za promocję brzydoty.
https://www.instagram.com/p/CPxlyvSMCjH/
Po kilku godzinach krytycznych wpisów Agnieszka Kaczorowska zamieściła lakoniczne przeprosiny:
„Jeżeli ktokolwiek poczuł się urażony czytając mój poprzedni post, to szczerze przepraszam. Nie taka była intencja i nie odnosił się do nikogo bezpośrednio. Natomiast jak każdy, mam prawo mieć swoją opinię i pogląd na dany temat. Niektórzy rozumieją i się zgadzają, inni nie rozumieją, jeszcze inni się nie zgadzają. I Ok. Tu stawiam kropkę. PIĘKNEGO popołudnia!”
To typowy przykład non-apology. Non-apology to przeprosiny, które nie są przeprosinami. Możemy przepraszać za swoje zachowania – to nad nimi mamy kontrolę i to je możemy zmienić – a nie za czyjeś uczucia. To nie uczucia są problemem, za który się przeprasza, tylko nasze zachowanie.
Jeśli po „przeprosinach” pisze się, że nie zmienia się zdania i po prostu wyraziło się opinię – to za co się przepraszało? Za opinię? Mamy prawo mieć różne opinie. Nie mamy prawa poniżać innych za wygląd – czyli stosować body shamingu. Body shaming to nie opinia – to przemoc.
I za nią warto przeprosić – by dotknięte osoby poczuły się lepiej i byśmy mieli pewność, że taka przemoc się nie powtórzy i nie będzie akceptowana w przestrzeni publicznej.
Zamiast tego Agnieszka Kaczorowska nie przeprosiła, a jej post zdobył zasięg, jakiego wcześniejsze posty nie osiągały. Sposób na autopromocję? W tym świecie po prostu opłaca się napisać coś, co krzywdzi innych i wprawia ich w kompleksy.
To, że nie jestem idealna, nie znaczy, że promuję brzydotę. Po prostu taka jestem
Ale poza niesmakiem i rozczarowaniem z niedzielnej akcji pozostało coś jeszcze: wyznania setek osób dotyczące ich doświadczeń. Zgłosiło się do mnie mnóstwo osób ze swoimi historiami: w jaki sposób presja na wygląd odznaczyła piętno na całym ich życiu. Wszystkie pozostają anonimowe ze względu na trudne przeżycia.
"Przez takie posty, naśmiewanie się z innych cierpi moje dziecko. Bo w szkole był grubszy od innych i nie dawał rady na wf-ie. Nie chciał chodzić na wf, miał częste bóle brzucha, wymioty".
"Też trenowałam taniec. Zaczęłam się malować w wieku 11 lat - podkład, bronzer, tusz, brwi… Cholernie wstydziłam się siebie bez makijażu. Bałam się przymiarek stroju, bo zawsze byłam tą większą, a na dodatek jestem bardzo wysoka. O zaburzeniach odżywiania nawet już nie wspomnę, bo dalej sobie z tym nie radzę. Najgorsze w tym wszystkim jest zachowanie trenerów - masz być malutka, zadbana i wiecznie uśmiechnięta. A gdy osiągniesz pewien wiek, to jeszcze uwodzicielska przed bandą jury składającą się głównie z mężczyzn".
"Sama jako dziecko byłam dręczona przez wiele lat, bo byłam większa od moich koleżanek. Wyzwiska były na porządku dziennym. Do dziś muszę się z tym mierzyć na terapii. Wyrzucam sobie czasem do tej pory, że nie poćwiczyłam, że zjadłam za dużo. Nie pozwalam sobie odpuścić".
"Przez takie gadanie o motywacji i dążeniu do lepszej siebie nie umiem odpoczywać, bo moja głowa wiecznie mi mówi, że jestem coś warta tylko wtedy, gdy coś robię. Nie potrafię spokojnie obejrzeć jednego odcinka serialu bez myślenia o tym, że powinnam robić coś „produktywnego”.
"Mam 21 lat, od dziesięciu zmagam się z zaburzeniami odżywiania, od ośmiu - z depresją. Zaczęło się od wmawiania, że skoro jestem dziewczynką, muszę być piękna. Bo przecież dziewczynki powinny być jak księżniczki, prawda? Dużo osób powie, że jestem gówniarą i nic nie wiem o życiu. Ale wiem, że jestem już zmęczona tym, że wszyscy wmawiali mi, że muszę być ładną dziewczynką. Jestem zmęczona tym, że wszyscy mówią, że mam być piękną kobietą. Lubię dbać o siebie. Lubię założyć sukienkę i się pomalować. Lubię nałożyć olejek na włosy i maseczkę na buzię. Ale nie zgodzę się na to, żeby ktokolwiek mówił, że promuję brzydotę w momencie, kiedy po nieprzespanej nocy (studia dzienne, praca i opieka nad chorym zwierzakiem) wyślę komuś zdjęcie z worami pod oczami i rozczochranymi włosami. Nie zgodzę się, żeby ktoś mówił, że promuję brzydotę, kiedy zamiast wcisnąć się w kieckę i nałożyć podkład, siedzę w legginsach i czytam książkę. Dla mnie social media to pomocna sprawa. Uwielbiam w relacjach oglądać koleżanki, które są ,,nieogarnięte" i uczą się do sesji czy robią inne rzeczy, bo wiem, że nie jestem sama. Uwielbiam oglądać influencerki z pryszczami czy sporymi porami, bo wiem, że nie jestem sama. Uwielbiam oglądać celebrytki z rozstępami i cellulitem, bo wiem, że nie jestem sama. To pomaga. Nie jestem idealna i nigdy nie będę. Dlatego nie zgodzę się, żeby media społecznościowe były przejmowane przez osoby, które kreują się na idealne. Po co udawać? Dla poklasku? Jestem zmęczona, bo do do czwartej uczyłam się prawa karnego, i co? Mam nałożyć makijaż i mówić, jak mi się super spało? Mam mnóstwo pryszczy przez antydepresanty. Muszę nakładać szpachlę? Mam odrobinę grubsze nogi. Mam w tej chwili zarzucić lata terapii i schudnąć, by coś komuś udowodnić? To, że nie jestem idealna, nie znaczy, że promuję brzydotę. Po prostu taka jestem i nie będę tego zmieniać".