wtv.pl > Polska > Samobójstwo 12-latki za szykany na tle orientacji seksualnej nie jest pierwszym przypadkiem. 14-letni Wiktor rzucił się pod pociąg metra w Warszawie rok temu
Anna Dymarczyk
Anna Dymarczyk 19.03.2022 08:32

Samobójstwo 12-latki za szykany na tle orientacji seksualnej nie jest pierwszym przypadkiem. 14-letni Wiktor rzucił się pod pociąg metra w Warszawie rok temu

wtv
WTV.pl

Po raz pierwszy o sprawie Wiktora napisał Janusz Schwertner w reportażu "Miłość w czasach zarazy" dla portalu Onet. Ostatnio na Youtube kanał "7 metrów pod ziemią" przeprowadził wywiad z matką chłopca. Ostatnio sprawa znowu zyskała rozgłos dzięki napisom wykonanym na elewacji Ministerstwa Edukacji, które przypominały imiona śmiertelnych ofiar nagonki na osoby LGBT. 

Dziecko ofiarą systemu. "Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał"

14-letni Wiktor popełnił samobójstwo 17 kwietnia 2019 roku. Skoczył pod pociąg warszawskiego metra. Jego problemy zaczęły się wiele lat wcześniej i w największym stopniu wynikały z braku wrażliwości otaczających go ludzi. 

Wiktor, a wcześniej Wiktoria, chodził do szkoły, w której nie akceptowali go ani inni uczniowie, ani nauczyciele. Był wrażliwym, normalnym chłopcem - na przerwach czytał książki, w zeszycie rysował mangę, a po powrocie do domu montował filmiki ze scen z seriali anime. Koledzy nazywali go "mangozjebem" i uśmiechali się szyderczo. Po tym, kiedy wrócił do szkoły po wakacjach do 8 klasy w ubraniach chłopca, zaczęli wyzywać go od "ciot" i "pedałów". Założyli na Facebooku grupę, na której wyśmiewali się z chłopca. Mimo sytuacji w szkole, mówił swojej mamie, że nie chce się przenosić. Po lekcjach mówił jednak jednej z koleżanek, że chce się zabić. 

-  Czułam wielki żal do wszystkich, do nauczycieli w szkole, którzy nie reagowali na moje prośby, że z moim dzieckiem dzieje się coś niedobrego, że dokuczają mu w klasie, że jest wyśmiewany – mówi mama Wiktora. - Nikt nic nie wiedział, nikt nic nie słyszał.

Kiedy trafia do psychiatry, słyszy od lekarza, że mógłby spróbować "pieszczot z chłopakiem". W karcie widać wpis, że "woli dziewczynki". Ten sam lekarz po śmierci Wiktora powie, że była ona rezultatem "ideologii gender". Nim to się jednak stanie, dziecko trafi do szpitala psychiatrycznego na ul. Żwirki i Wigury w Warszawie. Tam też pozna Kapcra, który zaakceptuje go takim, jaki jest. 

Wiktor i Kacper - nadzieja na uzdrowienie

Wiktor poznaje Kacpra w styczniu 2019 roku, cztery miesiące przed śmiercią. Chłopcy otrzymywali potężne dawki leków, które nie pasowały do diagnozy ich chorób - między innymi ketrel, lek przeznaczony wyłącznie dla dorosłych, którego głównym zadaniem jest łagodzenie objawów schizofrenii i choroby afektywnej dwubiegunowej, nie zaś zaburzeń osobowości, które zdiagnozowano u Kacpra. Wiktor otrzymywał za to seronil, lek antydepresyjny, mimo że lekarka oceniła, że cierpi na zaburzenia osobowości. Źle stosowany seronil u dorosłych zwiększa ryzyko popełnienia samobójstwa nawet dwukrotnie, co więc musi dziać się przy nieodpowiednio dobranej i powiększonej dawce u dziecka.

Na oddziale pielęgniarki nie chcą zwracać się do Wiktora męskim imieniem, bo nie chcą zajmować sobie głowy takimi głupotami. Kiedy do szpitala przybywa jego mama, pielęgniarki wołają "Wiktoria!". Mama reaguje, ale dostaje szokującą odpowiedź: "Wiktor, Wiktoria, w dupach się poprzewracało". Słyszy potem jeszcze "To jest dziewczynka, proszę pani, gówniara!". 

Po wypisaniu z oddziału Wiktor i Kacper stają się nierozłączni. Spędzają razem każdy dzień, chodzą wspólnie do kina, jeżdżą na łyżwy, spotykają się i wygłupiają. Wiktor zakochuje się w Kacprze, ale ten jeszcze nie wie, co to właściwie znaczy. W czasie jednej z wizyt u psychologa, transpłciowy chłopiec nazwie swojego przyjaciela "chłopakiem" i że to dla niego przestał się okaleczać. Mówi też o swoim marzeniu - chciałby wyjechać za granicę i wziąć z Kacprem ślub. 

Wkrótce wraca do szkoły, ale nie pojawia się w niej zbyt często - ledwie dwa razy i po każdym dniu prosi mamę o to, by więcej nie musiał tam wracać. Pani Justynie udaje się załatwić dla syna nauczanie indywidualne. Tam też nauczyciel geografii zwraca się do Wiktora męskim imieniem, co przyprawia całą rodzinę o wzruszenie - tak powinna wyglądać normalność, ale reszta nauczycieli wciąż widzi w chłopcu dziewczynkę. 

Sytuacja pogarsza się diametralnie w walentynki - Wiktor znów myśli o samobójstwie, nacina sobie przedramiona, a przerażona mama wiezie go do szpitala na Żwirki i Wigury, gdzie nie chcą go przyjąć. Podobnie dzieje się w innych szpitalach. Nawet po tym, jak w marcu chłopiec w towarzystwie Kacpra znika na jeden dzień, nie ma z nim kontaktu, a potem okazuje się, że chciał skoczyć pod pociąg metra, lekarze pozostają nieugięci. Tłumaczą się tym, że nie ma podstaw do przyjęcia, bo pacjent ma "tylko jedną myśl samobójczą". Kiedy podcina sobie żyletką gardło, sytuacja się nie zmienia, a matka rozkłada ręce - kończą jej się możliwości, a czuje, że bez opieki lekarzy syn jest w ciągłym niebezpieczeństwie. 

Tragiczny koniec

Wiktor popełnia samobójstwo tuż po świetnie zdanym egzaminie z języka angielskiego. Jeszcze przed śmiercią pisze wiadomość do Kacpra, że "idzie gdzieś skoczyć". Chłopiec powiadamia swoją mamę, a ta dzwoni do pani Justyny, mamy Wiktora. Zszokowana i wystraszona kobieta wykręca numer na policję, jest już jednak za późno. 

Prokuratura zaczyna śledztwo. Prowadzący sprawę Jerzy Mierzewski mówi:

- Nie pamiętam sprawy, która po ludzku ruszyłaby mnie bardziej. To my odpowiadamy za to, co się stało. My, dorośli. Nie umiemy dojrzeć w dziecku małego człowieka. Nie mamy systemu opieki nad dziećmi. Nie potrafimy nawet rozpocząć dyskusji na ten temat! A choćby największe poświęcenie nie będzie miało znaczenia, gdy w szpitalu zabraknie miejsc na korytarzu, a w końcu zabraknie też samych lekarzy.

I choć sprawa wydaje się dotyczyć głównie dorosłych, to tak nie jest. Jednym z głównych czynników załamania Wiktora były szykany ze strony innych dzieci. Podobnie jak w sprawie 12-letniej dziewczynki z Kozienic, prześladowanie zorganizowane w grupie szkolnej bardzo wpłynęło na stan psychiczny dziecka. Nauczyciele często nie widzą lub nie chcą widzieć tego, co dzieje się w grupie ich podopiecznych. Dyskryminacja ze względu na orientację lub płeć jest powszechnym zjawiskiem w polskiej szkole i w żaden sposób się  temu nie przeciwdziała. Dane na ten temat są porażające - blisko 70% nastolatków LGBT w Polsce myśli o samobójstwie. 

Akcje takie, jak ta przeprowadzona przez prezydenta Andrzeja Dudę w czasie kampanii wyborczej, która stworzyła nimb "ideologiczny" wokół społeczności LGBT, sprawiają, że nieheteronormatywne dzieci czują się coraz bardziej zaszczute. Ciagłe doniesienia płynące z całej Polski o tym, że w niektórych gminach są niechciani, a kurator oświaty traktuje ich sprawy jako wymysł z Zachodu sprawia, że czują się jeszcze gorzej. Tym bardziej skandalicznymi są słowa odchodzącego ministra edukacji, Dariusza Piontkowskiego, o tym, czy ważniejsza jest elewacja budynku, czy życia osób, których imiona na niej wypisano. Nie pomaga fakt, że niedługo na stanowisku zastąpi go Przemysław Czarnek znany ze swoich skandalicznych wypowiedzi w kontekście osób LGBT. 

Sytuacja w Polsce dla takich osób jak Wiktor, Kacper czy 12-latka z Kozienic wciąż się nie polepsza, a nawet pogarsza. Politycy zbijają za to kapitał polityczny na ich cierpieniu, tworząc w nich wyimaginowanego wroga. 

źródło: [onet.pl]

Tagi: LGBT
Powiązane