Tragiczna sytuacja w ośrodku dla dzieci. Lekarz podjął decyzję, "Dumny nie jestem"
Doktor Michał Błoch od lat skupia się na leczeniu dzieci. Specjalizuje się on w opiece pediatrycznej długoterminowej, żywieniu klinicznym oraz na co dzień pracuje z pacjentami z rzadkimi chorobami. Na swoim Instagramie zamieścił poruszający wpis na temat tego, do czego został zmuszony w związku z sytuacją w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym w Wierzbicach pod Wrocławiem. Przebywające tam dzieci stawiają czoło zupełnie nowej rzeczywistości, a lekarz ujawnił, że musiał podjąć decyzje, z których nie jest dumny.
W zakładzie w Wierzbicach koło Wrocławia przebywa obecnie 51 dzieci, wszystkie miały kontakt z zakażonymi siostrami
Okoliczności, które doprowadziły do tego, że dzieci straciły większość swoich opiekunów, związane są ze stanem epidemii. 12 sióstr, które były dla podopiecznych leczonych w zakładzie nauczycielkami, opiekunkami oraz przede wszystkim pielęgniarkami otrzymały dodatnie wyniki testu na obecność wirusa SARS-CoV-2. Michał Błoch ujawnia, że wszystkie dzieci przejdą teraz testy, jednak do tego czasu konieczne jest wprowadzenie szeregu zmian w dotychczasowym sposobie działania placówki. Z dnia na dzień znikł wykwalifikowany personel, a liczba podopiecznych wciąż jest taka sama. Pielęgniarki nie są w stanie utrzymywać dotychczasowego poziomu opieki bez wsparcia sióstr zakonnych. Lekarz zdradził, że konieczne było podjęcie decyzji, z których nie jest dumny, jednak sytuacja jest wyjątkowa.
- Przyjechałem tam tylko w jednym celu: "zoptymalizować" opiekę nad dziećmi. Nie jestem z tego dumny, ale to były decyzje konieczne… Na czym to polega? Odstępujemy od złotych standardów, żeby zaoszczędzić cenne minuty pracy i siły personelu. Przechodzimy z żywienia posiłkami do gastrostomii w formie tzw. bolusów na żywienie ciągłe przez pompy. Dzieciom z pęcherzem neurogennym zakładałem wczoraj cewniki stałe, odstępując od czystego przerywanego cewnikowania, które dotychczas stosowaliśmy co 3-4h. Odstawiamy np. suplementację witaminą D3, nikt nie ma czasu wyliczać kropelek i kapsułek dla poszczególnych dzieci i kilka jeszcze drobnych "trików", których nigdy w innej sytuacji bym nie podpisał - pisze na swoim Instagramie lekarz pracujący z dziećmi na co dzień. W dalszej części postu zdradza, że konieczne było przedsięwzięcie takich kroków i liczbami popiera swoje stanowisko.
Doktor Michał Błoch mówi o tragicznej sytuacji w ośrodku dla dzieci
Zdjęcie w kombinezonie ochronnym przy łóżku jednego z małych pacjentów daje do myślenia. Lekarz zdradza, że podjęcie tych kontrowersyjnych decyzji, które jeszcze niedawno byłyby dla niego niedopuszczalne, nie mogło nie mieć miejsca. Ze względu na pandemię koronawirusa oraz bezpieczeństwo dzieci, okoliczności zmieniły się całkowicie, a wprowadzenie modyfikacji pozwala na to, by pomniejszony personel był w stanie zapewnić wszystkim pacjentom odpowiedni poziom opieki medycznej.
- A to wszystko po to, żeby jedna pielęgniarka mogła ogarnąć to samo co normalnie ogarniały 3-4 pielęgniarki w ciągu doby. Czy to jest optymalne postępowanie dla poszczególnych dzieci? Wiem, że nie. Czy jest optymalne dla całego ZOL w tej sytuacji? Na pewno konieczne - czytamy w poście Michała Błocha w mediach społecznościowych. undefined
Zakażone siostry opiekowały się pacjentami w ZOL w Wierzbicach
Portal o2.pl rozmawiał z autorem wpisu oraz cenionym lekarzem dziecięcym Michałem Błochem. Wyznał on, że większość pielęgniarek, które dotychczas pracowały w zakładzie i opiekowały się 51 pacjentami, musiała w związku z kontaktem z zakażonymi siostrami zakonnymi przejść na kwarantannę. Braki kadrowe są mocno odczuwalne, dlatego wprowadzenie zmian było konieczne. Nie bagatelizujmy zagrożenia, jakim jest koronawirus. Nawet jeśli my sami nie znajdujemy się w grupie ryzyka, to warto pomyśleć o osobach zagrożonych poważnymi powikłaniami po zachorowaniu na COVID-19.
Źródło: Instagram.com/drhospice
Źródło: Instagram.com/drhospice
Źródło: Instagram.com/drhospice
Źródło: o2 / Instagram.com @drhospice