Dlaczego młodzież nie ćwiczy na WF-ie? "Czuję wstyd. Boję się, że będą się śmiać"
Dlaczego dzieci i młodzież unikają brania udziału w zajęciach z WF-u? Wśród głównych przyczyn znajduje się jakość nauczania, seksizm, przemoc rówieśnicza, a także nadużycia ze strony nauczycieli. Uczniowie szkół podstawowych oraz średnich z różnych części kraju podzielili się swoimi historiami.
Imiona części rozmówców zostały zmienione na ich uprzednią prośbę. Przedział wiekowy bohaterek tekstu wynosi od 14 do 23 lat.
"Dzieci wyzywały mnie od cepów, debili, ułomów, downów"
Dominika skończyła szkołę jeszcze w 2016 roku, jednak przemocy rówieśniczej ze względu na mniejszą aktywność fizyczną doświadczała jeszcze w podstawówce. Wszystko zaczęło się od wyśmiewania z powodu wolnego biegania. Należy podkreślić, że chodziło o biegającą 8-latkę.
- Dzieci są okrutne na maska. Wyzywały mnie od cepów, debili, ułomów, downów, ku**w, szm*t, dz**ek, ci*. Stałam się kozłem ofiarnym - wspomina.
Nauczyciele przedmiotu w podstawówce byli skupieni na grupie chłopców, którzy grali w hokeja, piłkę nożną, siatkówkę. W przypadku grupy żeńskiej nieustannie grano tylko i wyłącznie w siatkówkę. Podział na grupy zastosowano od 4 klasy.
- Byłam wybierana do drużyny jako ta ostatnia, jako ta której nikt nie chce. Nauczycielka krzyczała na mnie, kiedy źle zaserwowałam lub nie zdążyłam odbić piłki. Nigdy nie pokazała mi, co robię źle. A ja próbowałam i próbowałam, bo chciałam dorównać do reszty - deklaruje.
Co gorsza, rówieśnicy zaczęli naśladować postawę nauczyciela. "Co ty robisz idiotko!", "Zejdź z boiska lepiej", "Proszę pani, czy możemy grać bez niej?" - to zaledwie część poniżających komentarzy, które rzucano w kierunku mojej rozmówczyni. Najgorsze wyzwiska padały w przebieralni.
Dominika w końcu skonfrontowała mamę z przemocowymi doświadczeniami. Doszło do interwencji w szkole, która nie przyniosła oczekiwanych skutków. Wychowawczyni podjęła temat przy całej klasie. - Wtedy po lekcjach musiałam uciekać przed koleżankami z klasy, które chciały mnie pobić. Nikomu już o tym nie powiedziałam, a do pobicia doszło kilka dni później, w przebieralni po ostatniej lekcji, którą był właśnie WF - deklaruje.
Do przemocy dochodziło także w gimnazjum. Nauczyciel odmawiał Dominice możliwości grania z chłopakami przez wzgląd na różnice fizyczne. Gimnazjum nakłada się z okresem dojrzewania, podczas którego waga dziewczyny ulegała zmianie. "Je**na gruba świnia", "Może schudnij, to się w końcu czegoś nauczysz", "Idź wp***dalać, nikt cię tu nie chce" - brzmiała część wyzwisk.
To właśnie wtedy Dominika zaczęła unikać WF-u. - Wleciały pierwsze wagary, żeby tylko uniknąć komentarzy i spojrzeń. Pojawiły się pierwsze zaburzenia odżywiania - wspomina.
"To był mój ostatni WF w życiu"
23-latka, chcąc uniknąć przemocowych rówieśników, wybrała liceum oddalone aż 30 kilometrów od swojej miejscowości. Niestety nie zatrzymało to nadużyć. - Zmieniło się tylko podejście rówieśników. Została moja krytycznie niska samoocena, zaburzenia odżywiania i nauczycielka, która czerpała przyjemność z gnębienia uczniów - wymienia.
WF-istka, gdy Dominika nieprawidłowo kozłowała piłkę, rzucała wyzwiskami o "niedorozwojach". Wyjątkowo niepokojąca sytuacja miała miejsce, gdy koleżanka z klasy wyciągnęła pomocną dłoń, pokazując, jak dokładnie kozłować. Nauczycielka za pomoc wymierzyła uczennicom karę w postaci wykonywania pompek przez 2 godziny lekcyjne oraz 10 minut przerwy.
Z udziału w zajęciach nie zwalniała nawet bolesna miesiączka. - Błagałam nauczycielkę, żeby pozwoliła mi nie ćwiczyć. W trakcie zajęć przy wszystkich krew zaczęła mi cieknąć strużką po nodze. Nawet wtedy nie pozwolono mi usiąść - wyznaje.
- Stała nad nami i pilnowała. W końcu koleżanka zwymiotowała. Ze zmęczenia i stresu. Nauczycielka wyśmiała ją przy innych osobach i kazała posprzątać, a później wrócić do robienia pompek. Wyszłam razem z nią i po prostu uciekłyśmy. Zamknęłyśmy się w szkolnej toalecie i płakałyśmy. To był mój ostatni WF w życiu - opowiada.
Terapeutka oraz psychiatra Dominiki po przeanalizowaniu jej doświadczeń, stwierdziły przejście traumy między innymi przez wzgląd na opisane wyżej sytuacje.
"Czuję wstyd. Boję się, że będą się śmiać"
14-letnia Anna uczęszcza do jednej ze szkół podstawowych w województwie dolnośląskim. W przypadku Anny WF był dzielony na grupy dopiero od 7. klasy. W przypadku nastolatki to nie jakość nauczania stanowi główny problem.
Nauczyciel organizuje biegi, gry w hokeja, piłkę nożną, piłkę ręczną, a także siatkówkę. Nie brakuje także rzutów i skoków w dal czy też biegów na 200 metrów. W przypadku Anny podstawową blokadę stanowił brak bezpieczeństwa emocjonalnego oraz lęk przed krytyką.
- Szczerze? Nie raz zazdroszczę chłopcom. Nie chcę grać w kosza czy siatkówkę przez wstyd. Boję się próbować, bo inne dziewczyny krytykują - wyznała mi uczennica z Dolnego Śląska. Przykre sytuacje inicjował nauczyciel, który z założenia powinien odpowiadać za dobrą atmosferę podczas zajęć.
- Raz zgłosiłam nauczycielowi, że źle się czuję. Mimo to musiałam ćwiczyć. Pan po lekcji powiedział do innego ucznia w żartach, że kiedyś umrze, "bo Ania nie umie grać". Niby żart, ale tego dnia fatalnie się czułam - dodaje. To nie była ostatnia tego typu sytuacja. - Dziewczyny grały w kosza, a nauczyciel ciągle mnie sadzał na ławkę - dodaje 14-latka.
- Czuję wstyd. Nawet zastanawiałam się, co zrobić, aby już nigdy nie wrócić do szkoły - słyszę. Kolejną trudność stanowią rówieśniczki, które wchodzą w rolę osób krytykujących każde potknięcie innych uczniów. - W grupie są "gwiazdeczki". Krzyczą, gdy ktoś coś źle zrobi. Śmieją się. Nie raz mnie to spotkało - usłyszałem.
Jedna z dziewczyn potrafiła zrezygnować z dalszej gry w piłkę nożną, ponieważ ktoś "źle" kopnął piłkę. - Nie każdy jest dobry z wszystkiego. To jest zwykła gra, a nie mistrzostwa świata - komentuje.
Lekcje WF-u wywołują u 14-latki przede wszystkim uczucie wstydu. - Nie lubię ćwiczyć przy innych. Boję się, że będą się śmiać. Po zamknięciu szkół robiłam nawet 200 brzuszków dziennie - deklaruje.
"Najbardziej dołujące było poczucie niesprawiedliwości"
Aleksandra ma 19-lat i jest absolwentką jednego z liceów ogólnokształcących. W rozmowie z naszą redakcją wskazała, że pierwsze niemiłe wspomnienia związane z WF-em dotyczą okresu nauki w gimnazjum. Wówczas zajęcia cały czas ograniczały się do gry w siatkówkę.
- W podstawówce nie grało się w ogóle w siatkówkę, co powodowało, że w gimnazjum WF zaczął być stresującym przedmiotem. Oczekiwano, że będę się wykazywała umiejętnościami, których nigdy nie posiadłam - wspomina.
Ola podkreśla, że sytuacja najprawdopodobniej zmieniłaby się, gdyby nauczyciele przedmiotu uczyli gry w siatkówkę podczas WF-u. - Każda gra w przypadku mnie i kilku innych osób wyglądała tak, że osoby z drużyny mówiły nam, że mamy stać i nawet nie dotykać piłki. Nie dało się więc nauczyć nie próbując - ocenia.
Sytuacja zmieniła się na lepsze dopiero w drugiej klasie gimnazjum. Po zmianie nauczyciela zajęcia zostały znacznie urozmaicone. Zrezygnowano z ciągłej gry w siatkówkę na rzecz skoków wzwyż, biegów, a także elementów gimnastyki, które dołączono już w trzeciej klasie. Dla nauczycieli najważniejsze były chęci i zaangażowanie, a nie umiejętności.
- W liceum sytuacja wyglądała niezbyt przyjemnie. Wielokrotnie z dziewczynami prosiłyśmy, by pójść na siłownię, która była wybudowana za szkołą, jednak podczas całego roku ta prośba została spełniona tylko raz - wspomina 19-latka.
Niestety, poza jednorazowym wyjściem do siłowni, Aleksandra ponownie przez cały rok musiała grać w siatkówkę, która była przeplatana koszykówką. - Nauczycielka znikała z sali, pojawiając się okazjonalnie na całych lekcjach, kiedy to za grę wstawiała ocenę - deklaruje. WF nie był także urozmaicany dla chłopców, którzy non stop grali w piłkę nożną. - Bardzo zniechęcało mnie do WF-u podejście nauczycieli, którzy nagradzali uczniów tylko za reprezentowanie szkoły. Przez lata trenowałam cheerleading, praktycznie co roku kończyłam mistrzostwa polski z miejscem na podium, tymczasem słyszałam, że nie mogę dostać oceny celującej, ponieważ nie reprezentuję szkoły - wyznaje.
Nie była to odosobniona sytuacja. W klasie były uczennice trenujące tenisa, uprawiające jazdę konną. Im także odmawiano oceny celującej z podanych wyżej powodów. Co ciekawe, chłopcy, którzy nie reprezentowali szkoły, choć uprawniali sporty poza nią, mogli liczyć na ocenę celującą.
Dyskryminacja wywołała poważną niechęć do wychowania fizycznego. Kolejny problem zaczęły stwarzać docinki ze strony nauczycieli, którzy zamiast premiować podejmowanie dodatkowych aktywności, piętnowali je.
- "Niby gra w tenisa, a piłki się boi" w stosunku do mojej koleżanki, która nie przepadała za grą w koszykówkę, czy nagminne twierdzenie kierowane w moją stronę, że cheerleading to nie sport - wspomina - Najbardziej dołujące było poczucie niesprawiedliwości. Inne klasy, które prowadzili inni nauczyciele były nagradzane za osiągnięcia poza szkołą, a my nie - dodaje Aleksandra. Unikanie WF-u nie stanowiło dla mojej rozmówczyni wyznania. Początkowo zwalniała się tylko, gdy problem zdrowotny był poważny. - W większości przypadków słyszałam jednak od nauczycieli, że udaję, że taniec to nie sport, więc jak mogłam sobie coś podczas niego zrobić - deklaruje.
- Od drugiej klasy liceum brałam też udział w wielu konkursach, więc przed dalszymi etapami zawsze udawało mi się namówić moją wychowawczynię, by zwalniała mnie z WF-u w celu poświęcenia tego czasu na naukę - wyznaje. Uprawianie sportów poza szkołą pozwoliło Aleksandrze na utwierdzeniu się w przekonaniu o swoim talencie do niektórych dziedzin, jednak część znajomych 19-latki na stałe zrezygnowało z aktywności fizycznych.