Kasjerów Biedronki czekają masowe zwolnienia czy zmiana stanowisk? Przewidujemy potencjalne konsekwencje zapowiedzi Jeronimo Martins
Według raportu OECD 49 proc. pracy wykonywanej aktualnie w Polsce może zostać zautomatyzowana. Technologiczna rewolucja jest nierozerwalnie związana ze wzrostem bezrobocia, jednak jak przekonuje część ekspertów - tylko na samym początku. Spadki cen produktów i płac miałyby po czasie wygenerować popyt na pracę. Dla wielu pracowników nie jest to przekonująca forma rekompensaty.
Automatyzację dzielić można na te innowacje, które wspierają i te, które zastępują pracę. To właśnie tego drugiego obawiają się osoby, zatrudnione w części branż. Zwłaszcza tych, gdzie dominuje praca fizyczna.
– Może to mieć znaczny wpływ na wzrost bezrobocia. Efekt ten może być częściowo zredukowany, ponieważ automatyzacja stymuluje zapotrzebowanie na nowe miejsca pracy i zwiększa popyt na stanowiska specjalistyczne - mówił dla "Rzeczpospolitej" Jarosław Gabryś, menedżer w warszawskim oddziale A.T. Kearney.
Biedronka idzie z duchem czasu
Jedną z firm, której reprezentanci nie boją się głośno mówić o wdrażaniu automatyzacji, jest znana w Polsce Biedronka. Nie od dziś w sklepach tej sieci znajdziemy kasy samoobsługowe. Nadal stanowią one wyłącznie alternatywę dla tych tradycyjnych.
Sytuacja wygląda zgoła inaczej w rodzimej dla Biedronki Portugalii. Tam sieć zaczyna wdrażać sklepy, zupełnie pozbawione ludzkiej obsługi.
W rozmowie z Business Insider, Pedro Soares dos Santos, prezes Jeronimo Martins mówił o sytuacji kasjerów eufemicznie. Zasugerował, że przejmą oni stanowiska o bardziej doradczym charakterze.
- Wierzę, że czeka nas rewolucja jeśli chodzi o kasjerów. Będą oni musieli zająć się obsługą klientów, której kupujący coraz bardziej potrzebują - mówił prezes firmy.
Pod koniec ubiegłego roku Carrefour otworzył w Warszawie pierwszą, całkowicie samoobsługową placówkę. W perspektywie najbliższych lat, przynajmniej w Polsce, tego typu sklepy stanowić raczej będą ciekawostkę. Później - alternatywę. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że wiele osób do tej pory nie potrafi poradzić sobie z kasami samoobsługowymi, wzywając na pomoc pracownika, zakładamy że rewolucja jeszcze trochę potrwa.
Jednym z pojawiających się w przestrzeni publicznej argumentów, dotyczących automatyzacji, jest redukcja niskopłatnych etatów, które w domyśle miałyby nie dawać jednostce satysfakcji i marnować "kapitał ludzki". Warto jednak pamiętać, że zagrożone są nie tylko zawody takie jak kasjer. Z badania McKinsey Global Institute wynika, że już niebawem maszyny zastąpią również pracowników administracji czy rolników.
- Automatyzacja pracy nie jest samoistnym i zdeterminowanym procesem, który musi nastąpić, lecz wynikiem określonych decyzji i strategii rozwoju gospodarki przyjętej przez władze. Z naszej perspektywy automatyzacja powinna służyć przede wszystkim poprawie bezpieczeństwa i komfortu pracy. W perspektywie kilkunastu lat z pewnością będzie zmniejszała się liczba miejsc pracy wymagających niskich kwalifikacji, a wzrośnie odsetek robotników wykwalifikowanych - mówi pytany przez nas o sytuację pracowników w obliczu automatyzacji, Piotr Szumlewicz.
Przewodniczący Związkowej Alternatywy widzi w nierozsądnej automatyzacji jeszcze jedno, niewymienione wcześniej zagrożenie - ryzyko mobbingu ze strony pracodawcy.
- Odnośnie handlu z pewnością będą się rozwijały sklepy samoobsługowe, ale zarazem pozostanie wiele placówek z obsługą personalną klienta. Nie kwestionujemy zmian na rynku pracy i zastępowania części miejsc pracy przez maszyny. Obawiamy się natomiast, że perspektywa automatyzacji może być wykorzystywana przez pracodawców do szantażowania pracowników i zaniżania im pensji pod groźbą automatyzacji ich miejsc pracy. Dlatego optymalnym rozwiązaniem byłoby podpisanie w dużych placówkach układów zbiorowych regulujących ewentualną automatyzację części miejsc pracy. W rozmowach nad takimi układami powinni brać udział tak przedstawiciele zarządów firm, jak i związków zawodowych czy władz państwowych. Dzięki temu zmiany w strukturze zatrudnienia byłyby przemyślane i zapowiedziane z odpowiednim wyprzedzeniem, a pracownicy tracący pracę mieliby zagwarantowane wysokie odprawy - mówi nam Szumlewicz.