wtv.pl > Świat > Ten, którego imienia nie wolno wymawiać. Jak Aleksiej Nawalny sparaliżował Kreml
Konrad Wrzesiński
Konrad Wrzesiński 19.03.2022 08:25

Ten, którego imienia nie wolno wymawiać. Jak Aleksiej Nawalny sparaliżował Kreml

aleksiej nawalny
AFP/East News

Kreml boi się wypowiedzieć głośno jego nazwisko, a Aleksiej Nawalny z wolna wyrasta na ojca narodu. „Chce stać się symbolem, a historia może sprawić – czego obawia się Kreml – że zostanie męczennikiem”, mówi dr Michał Patryk Sadłowski, specjalista ds. obszaru poradzieckiego.

Opozycjonista powrócił do Rosji 17 stycznia, po przeszło pięciu miesiącach spędzonych w Niemczech, gdzie dochodził do siebie po próbie zabójstwa „nowiczokiem”. O życie Aleksieja Nawalnego walczono w berlińskiej klinice Charite. Główny przeciwnik Putina zyskiwał tym samym rozgłos na Zachodzie. Gdy kilkanaście minut po powrocie do kraju Nawalny został aresztowany, stał się niekwestionowaną gwiazdą światowej sceny politycznej.

Na 2. dzień lutego zaplanowano proces człowieka, którego imienia boi się dziś cały Kreml, raz po raz nazywając go „berlińskim pacjentem” czy „tym liderem”. Ten tymczasem nie przestaje kąsać. W moskiewskim sądzie mówił o nienawiści i strachu Putina, który „przejdzie do historii jako truciciel”.

Najważniejsze w moim procesie jest nawet nie to, czym zakończy się on dla mnie. Nie jest trudno mnie wsadzić do więzienia. Najważniejsze jest to, po co to się dzieje – po to, aby zastraszyć wielką liczbę ludzi – mówił Nawalny, cytowany przez PAP. – Nie możecie wsadzić całego kraju – zapewniał.

>

Rosja nie lubi emigracji

O powody powrotu Nawalnego do kraju pytam dr. Michała Patryka Sadłowskego, prawnika, historyka ustroju, specjalistę ds. obszaru poradzieckiego, a także adiunkta w Zakładzie Historii Administracji Wydziału Prawa i Administracji UW.

Emigracja i życie na niej sprawiłaby, że możliwości oddziaływania Nawalnego na Rosję, jej społeczeństwo i władzę najprawdopodobniej zostałyby bardzo zredukowane. Również społeczeństwo, co jest naturalnym procesem politycznym, byłoby bardziej podatne na narrację władz Rosji, bo oto Nawalny wybrał wygodne życie na Zachodzie i dąży wyłącznie do zaszkodzenia Rosji. Zostałby najprawdopodobniej drugim Chodorkowskim. Tym samym Aleksiej Nawalny pokazuje również, że idąc do więzienia, bierze odpowiedzialność za konsekwencje działań swojego ruchu i nie przerzuca jej na innych działaczy – odpowiada Sadłowski.

I dodaje: – Chce on stać się symbolem, a historia może sprawić – czego obawia się Kreml – że zostanie męczennikiem. Nie bez znaczenia jest w tym przypadku manifestowanie, że nie boi się Putina, który uznawany jest, nawet przez część ekspertów i komentatorów związanych z opozycją, za polityka bezwzględnego, ale przy tym zdolnego, dobrze zorganizowanego, skutecznego i w sposób konsekwentny realizującego swoje wizje. Rzucenie rękawicy takiemu politykowi zwiększa tym samym znaczenie polityczne Nawalnego, który jest jeszcze stosunkowo młodym politykiem. Widać więc, że Nawalny chce być realnym działaczem sceny politycznej w Rosji, to znaczy takim, który dąży do władzy i ma szanse ją zdobyć.

Nawalny nacjonalistą?

Dr Sadłowski zaznacza, że nagły skok popularności opozycjonisty może stanowić istotną kartę przetargową w relacjach między Rosją a Zachodem.

W tym miejscu pytam o wizję Rosji pod rządami Nawalnego. Zwracam uwagę, że choć jako opozycjonista walczy o bardziej demokratyczne państwo, wypowiedzi w nacjonalistyczno-imperialnym duchu z pewnością nie są mu obce.

Rosja Nawalnego to na razie wizja teoretyczna i być może wizja, która nigdy nie zostanie zrealizowana w praktyce. Powiedzmy, jest to określona propozycja polityczna dla Rosjan, która stanowi ofertę i narzędzie Nawalnego w kontekście walki o władzę w Rosji, a nawet w walce o zmianę ustroju. Dlatego nie jesteśmy w stanie, chociażby z większą dokładnością, odpowiedzieć jaką politykę prowadziłby Nawalny lub Rosja pod jego kierunkiem, gdy jego oferta mogłaby być w praktyce realizowana. Możemy jednak założyć, że gdyby on doszedł do władzy, co jest aktualnie trudne do zrealizowania, to z pewnością, na pierwszym miejscu, zmieniono by koncepcję praw obywatelskich w kierunku zachodnim, rozpoczęto reformę sądownictwa w celu budowy ich niezależności, i być może, co jest flagowym projektem Nawalnego, rozpoczęto by proces eliminacji korupcji w skali systemowej. Nastąpiłoby również, w pierwszej fazie, narracyjne otwarcie z Zachodem – odpowiada mój rozmówca.

Odnosząc się do potencjalnego imperializmu potencjalnej Rosji demokratycznej, warto zaznaczyć, że w Polsce istnieją określone obawy – co jest zresztą zrozumiałe, bo nasz kraj i naród doświadczył w ciągu wieków różnych form krzywd, zniewolenia lub podporządkowania ze strony Rosji – że Moskwa pod kierunkiem Nawalnego stanie się w pewnym sensie imperium 2.0. I to o tyle groźniejszym, że jako mocarstwo demokratyczne może dołączyć do klubu mocarstw zachodnich, na równych prawach, a wówczas przyjmie współudział w dzieleniu interesów, przynajmniej na obszarze naszego regionu. Czasami wynika to też nie tyle z niechęci do samego Nawalnego i procesu demokratyzacji Rosji, ale i konstatacji, że Polacy dostrzegają w Rosji ogromny potencjał, w tym gospodarczy, i zwyczajnie obawiają się, że nowe władze mogłyby go maksymalnie wykorzystać – zauważa specjalista ds. obszaru poradzieckiego.

Tylko że to tylko teoretyczne założenie – dodaje. – Trudne zresztą do zweryfikowania. Po pierwsze, sama demokratyzacja to proces trudny i oznaczałaby, chociaż czasowe, wycofanie Rosji z różnych spraw na świecie, a i pewnie w tzw. bliskiej zagranicy. Po drugie, udana demokratyzacja sprawiłaby, że Rosja mogłaby jednak stać się „łagodniejsza”. I na to należy patrzeć w kategorii szansy, a nie tylko zagrożenia.

Dr Sadłowski zaznacza, że z racji na swój potencjał i status mocarstwa Rosja nie zrezygnuje z chęci wpływania na region. – Ale jeśli już gdybamy, to możemy sobie wyobrazić sytuację, według której demokratyczna Rosja szybko się rozwija, a przy tym w pełni szanuje suwerenność swoich sąsiadów, a ci, bazując również na pewnej bliższości językowej, kulturowej, czy doświadczeniach historycznych, zaczynają się z nią dobrowolnie, choć w ściśle wytyczonych ramach, integrować. Niczego wykluczyć nie można. Jednak nie można też straszyć – ocenia.

Na zakończenie zwraca uwagę na niezwykle istotną kwestię. – Uważam, że sami Rosjanie, a zwłaszcza elity mają problem z odpowiedzeniem sobie na  pytanie, jakie są granice zewnętrzne ich ambicji. To być może jest fundamentalne zadanie dla przyszłych – czy to demokratycznych, czy też nie – władz państwa. Bez odpowiedzenia na nie trudno będzie dogadać się światu zachodniemu z Rosją.

O Nawalnym jest już głośno nawet na „jedynce”

O działalność Aleksieja Nawalnego pytam zatem Rosjan. Zapytany, czy opozycjonista, będący fenomenem przede wszystkim w internecie, pojawia się w rosyjskich mediach, Kirył Koczegarow, dr historii z Instytutu Słowianoznawstwa RAN odpowiada: – Jeszcze parę lat temu jakiekolwiek wspomnienie działalności Nawalnego w mediach państwowych – w telewizji czy też „Rossijskiej Gazecie” – było kategorycznie zabronione. Jak wiadomo, Putin nadal stara się nie nazywać go po imieniu (niczym Voldemorta, zaznacza z uśmiechem) i gdy nie może tego uniknąć, mówi o nim w trzeciej osobie: „ten człowiek”, „pacjent berliński”.

Koczegarow zaznacza, że media nadal przedstawiają Putina jako wielkiego męża stanu, podczas gdy z jego rywala usiłuje się zrobić drobnego, mało znaczącego ulicznego aktywistę, który jest w stanie jedynie niszczyć i szerzyć populistyczne hasła. – W momencie, gdy o Nawalnym zacznie się dyskutować na najwyższym poziomie, zostanie uznany za polityka federalnego szczebla. Kreml chce uniknąć tego za wszelką cenę.

Dodaje jednak, że po otruciu opozycjonisty, o którym usłyszał cały świat, nie sposób omijać jego tematu. – Teraz więc o Nawalnym już jest głośno nawet na „jedynce” czy „Rosji”. Prowadzona narracja podsyca oczywiście nastroje antypaństwowe. Nawalnego przedstawia się jako agenta służb specjalnych Zachodu, wskazując, że jest przestępcą i oszustem.

Wspominam okołonacjonalistyczną działalność opozycjonisty. – Rzeczywiście, kiedyś zaczynał jako polityk nacjonalistyczny, ale raczej był takim umiarkowanym, łagodnym nacjonalistą – wskazuje Koczegarow. – U nas nacjonaliści dzielą się na tych, którzy marzą o odbudowie imperium jako naturalnego sposobu istnienia Rosji, i tych, którzy uważają, że Rosja powinna ostatecznie porzucić ten pomysł i zająć się wyłącznie poprawą życia obywateli w obrębie państwa narodowego. Nawalny raczej należał do tych drugich.

Szybko zaznacza, że Kreml i tak kontroluje wszystkie ruchy nacjonalistyczne w kraju, pilnując, by nie przekształciły się w realną opozycję, która mogłaby zagrozić putinowskiemu systemowi. – W sytuacji, w której Nawalny nie chciał w żaden sposób współpracować z Kremlem i ciągle ujawniał korupcję urzędników najwyższego szczebla, pchnął się w ławy raczej liberalnej, prozachodniej opozycji, z którą teraz aktywnie współpracuje – ocenia.

W jego programie politycznym wszystkie pytania, które można potraktować jako nacjonalistyczne, już od kilku lat zeszły na plan dalszy. Co więcej, są sprzeczne z tym, co mówi większość nacjonalistów. Nawalny uważa, że trzeba konieczne zwrócić Donbas i pertraktować na temat Krymu. Stara się unikać pytań dotyczących polityki zagranicznej, koncentrując się na sprawach wewnętrznych, takich jak reforma sądów, korporacji państwowych czy reformy socjalne – dodaje.

Zaznacza, że przemówienia w duchu nacjonalistycznym nie są już aktualne dla głównego rywala Putina. – Nawalny jest przeciwny reżimowi Łukaszenki i dalszej integracji z Białorusią. Mówi, że Rosja ma sprzyjać wyłącznie rozwojowi demokracji na przestrzeni byłego Związku Radzieckiego.

Pytam o wojnę w Osetii Południowej, gdy Nawalny otwarcie cieszył się z porażki Gruzinów. – Trzeba pamiętać, że Rosja otwarcie poparła separatyzm gruzińskich autonomii i walkę Naddniestrza przeciw Mołdawii i Rumunii za „demokratycznego Jelcyna”, tak więc nie oczekiwałbym pełnej zmiany polityki zagranicznej po ewentualnym dojściu Nawalnego do władzy. Rosja jest zbyt wielkim krajem, by ostro zmieniać kierunek polityki zagranicznej. Myślę jednak, że pewne próby zejścia na mniej konfrontacyjny tor i rozpoczęcia negocjacji na bardziej kompromisowej płaszczyźnie zostałyby przez Nawalnego podjęte.

„Powrót Nawalnego to nie tylko czyn emocjonalny”

Kolejno drążę temat powrotu Nawalnego do kraju, który zrezygnował z możliwości wpływania na rosyjską politykę na emigracji. – Głosy tych, którzy wyjechali, nie są tutaj zbyt słyszalne – przyznaje Koczegarow. – Tacy politycy szybko tracą poparcie ludzi, którzy nie bardzo wierzą tym, którzy walczą z Putinem, siedząc w ciepłym fotelu gdzieś w Berlinie i zupełnie nie podejmując ryzyka.

Co jednak z groźbą więzienia? – Nawet to więzienie może dodać Nawalnemu poparcia jako ofierze reżimu – odpowiada. – Tym bardziej że sytuacja gospodarczo-socjalna w kraju nie jest dobra i nie widać szans na jej polepszenie.

Potwierdza tym samym słowa Bianny Golodrygi, starszej analityk ds. Globalnych w CNN, która wskazywała, że w 2020 roku PKB Rosji spadło o 3,1%, co przekłada się na największy spadek od 11 lat. Co więcej, w ubiegłym roku płace spadły o 3,5%, a bezrobocie jest najwyższe od 10 lat. Tak, protestujący wyszli poprzeć uwolnienie Nawalnego. Ale to oczywiście nie jedyny powód, wskazuje Golodryga.

Powrót Nawalnego to zatem nie tylko czyn emocjonalny, ale też dobrze przemyślany krok polityczny – ocenia dr historii z Instytutu Słowianoznawstwa RAN.

Co dalej? – Skala protestów jest rzeczywiście imponująca. Nawalny jest obecnie jedynym opozycyjnym politykiem, który jest w stanie wyprowadzić na ulicę tysiące osób, i to nie tylko w wielkich, ale również średnich miastach. Jest jednak zbyt wcześnie, by mówić, że doprowadzi to do istotnych zmian. Wydaje mi się, że szanse na jego dojście do władzy są niewielkie, ale można snuć przypuszczenia, że jego działalność i wywołana przez niego fala protestów przyczynią się do częściowej liberalizacji systemu wewnątrz kraju – mówi.

>

Trzeba też pamiętać, że system putinowski może spróbować przechwycić przynajmniej część jego programu, wysuwając własnego kandydata, bardziej liberalnego i gotowego do reform, ale jednocześnie lojalnego wobec „starego prezydenta” i jego popleczników. Swego czasu Putin właśnie był takim następcą dla Jelcyna – słyszę na zakończenie.

Powiązane