MON wydał 500 milionów zł na wadliwą broń. Żołnierze muszą naprawiać je trytytkami
-
W trakcie podpisywania kontraktu karabinki Grot nie miały koniecznych badań kwalifikacyjnych, wynika z raportu opublikowanego przez Onet
-
Ministerstwo miało zignorować wątpliwości, jakie pojawiły się już przy testach wstępnych
-
Wadliwą, niesprawdzoną broń zakupiono za czasów Antoniego Macierewicza
We wrześniu 2017 roku cytowany przez Onet ówczesny szef MON Antoni Macierewicz przekonywał, że „Grot jest osiągnięciem na światowym poziomie”, a broń „przeszła wszystkie testy zarówno w wojskach specjalnych, jak i w Wojskach Obrony Terytorialnej na ósemkę, nie na szóstkę czy piątkę”.
„Wyborcza” wskazywała wówczas, że karabinki nie przeszły testów i nie posiadają certyfikatów Wojskowego Instytutu Technicznego z Zielonki . Macierewicz przekonywał jednak, że „aby polska broń mogła trafić do polskich żołnierzy, trzeba było podejmować niekonwencjonalne decyzje” .
Testy zakończyły się podpisaniem kontraktu na dostawę 53 tys. sztuk broni za – uwaga – 500 mln zł .
Broń parzy w dłonie
Kolejną wersją krytyki Grota jest opublikowany przez Onet raport Piotra Mosznera , instruktora strzelania taktycznego i technika antyterrorystycznego. Wskazano, że według relacji żołnierzy GROM, którzy testowali karabinek, problemów jest przynajmniej kilka.
Zaznaczono, że regulator gazowy stale wypada , przez co broń nie przeładowuje się sama. Konieczne jest zatem ręczne przeładowanie przez żołnierza.
Kolejnym z problemów jest niska odporność na zardzewienie . – Kiedy zobaczyłem ten karabinek, pomyślałem, że to jakiś staroć z wykopalisk. Był cały pokryty rdzą – stwierdził jeden z żandarmów, którego wypowiedź przytacza Onet.
By korzystać z Grota niezbędne jest zaopatrzenie się w rękawice. Karabinek ulega bowiem przegrzewaniu. Po wystrzeleniu 30 magazynków krótkimi seriami, które pozwalają na odprowadzenie ciepła, broń była rozgrzana na tyle mocno, że dalsze korzystanie z niej okazało się niemożliwe , a według relacji Mosznera „ciepła lufa się wygięła”. – To była dramatyczna sytuacja. Przerwaliśmy strzelanie w obawie o bezpieczeństwo zaangażowanych ludzi – wskazuje w raporcie opublikowanym przez portal.
Według opinii zespołu Mosznera wypadający tłok broni zmusza żołnierzy do mocowania ich specjalnymi trytytkami . Za zgubienie elementu – mimo że jest to efekt wad w konstrukcji karabinka – odpowiada bowiem wojskowy.
Zdaniem autorów raportu wady stwierdzono w każdym z testowanych egzemplarzy .
MON ma udoskonalać broń
Z raportów MON wynika jednak, że wady pojawiają się w około 5 procentach sztuk. Resort kontynuuje chwalenie produktu powstałego w fabryce broni „Łucznik” w Radomiu .
Według informatorów, na których powołuje się „Wyborcza”, specjaliści zwrócili uwagę na liczne wady, które mają zostać poprawione przez producenta . W tym: zmiana konstrukcji rękojeści, łoża z nakładką czy zamka z iglicą.
Dziennik zaznacza, że na całym świecie radomskiego karabinku używa obecnie jedynie polska armia.
Przedstawiciele opozycji wskazali na konieczność zwołania komisji obrony narodowej. Cytowana przez „GW” posłanka PO Joanna Kluzik-Rostkowska oceniła, że dopuszczenie do opisywanej sytuacji to wyraz skrajnej nieodpowiedzialności .
W przeprowadzonej dziś konferencji prasowej ws. raportu Onetu udział wzięli z kolei posłowie Tomasz Siemioniak i Czesław Mroczek, którzy zwracali uwagę na straty, jakie wywołała działalność Macierewicza jako szefa MON .
źródło: Onet / Gazeta Wyborcza
Artykuły polecane przez redakcję WTV: