Przemysław Stefaniak, były podwładny Moniki Pawłowskiej, komentuje jej odejście z Lewicy: "Nie ma kręgosłupa moralnego". Mówi też o znęcaniu psychicznym [WYWIAD]
-
Monika Pawłowska odeszła z Wiosny i przeniosła się do partii Porozumienie. W ten sposób koalicja Zjednoczonej Prawicy zyskała w Sejmie kolejny mandat.
-
W 2019 roku wypłynęła sprawa związana z mobbingiem stosowanym przez nią na koordynatorze młodzieżówki Wiosny w województwie lubelskim, Przemysławie Stefaniaku.
-
Po dwóch latach sprawa znów wraca, tym razem jednak w całkowicie innej atmosferze. W rozmowie z nami Przemysław Stefaniak opowiada, jak odebrał odejście Pawłowskiej z Lewicy i opowiedział jeszcze raz o tym, czego doświadczył ze strony Wiosny.
Monika Pawłowska, dawna wiceszefowa Wiosny, odeszła z partii i przeszła do Porozumienia Jarosława Gowina. Jej transfer wywołał ogromną burzę na Lewicy. Odkryte zostały również sprawy sprzed kilku lat, które nie stawiały posłanki w dobrym świetle.
Przemysław Stefaniak, dziś fotograf i dziennikarz, a kiedyś koordynator młodzieżówki Wiosny w Lublinie w maju 2019 roku opublikował na swoim Facebooku post, w którym opowiedział o tym, czego doświadczał ze strony Moniki Pawłowskiej w czasie ich współpracy. Partia obiecała wówczas zająć się sprawą – skończyło się na utworzeniu komisji antymobbingowej, sądu koleżeńskiego i upomnieniu dla Pawłowskiej. Sprawa wróciła po raz kolejny ze względu na przenosiny posłanki. Jak się okazało, nigdy tak naprawdę nie została wyjaśniona.
Przemysław Stefaniak o Monice Pawłowskiej: nie ma kręgosłupa moralnego
Anna Dymarczyk: Monika Pawłowska przeszła do Porozumienia Jarosława Gowina, dodając kolejny mandat do koalicji Zjednoczonej Prawicy. Dziwi Cię to?
Przemysław Stefaniak: W ogóle nie byłem zdziwiony. Gdy zadzwonił do mnie mój stary przyjaciel i powiedział o tym, co się stało, na samym początku głośno się zaśmiałem i niedowierzałem przez chwilę. Potem jednak przeanalizowałem nasze wcześniejsze prywatne rozmowy i zorientowałem się, że Monika zawsze była karierowiczką. W mojej ocenie, zawsze dążyła do tego, by być w jak najlepszej pozycji. Nie miała i nie ma kręgosłupa moralnego – dostosuje się do miejsca, gdzie będzie czuła, że jest jej najwygodniej. Porozumienie będzie do tego idealną partią. W 2018 roku powstająca Wiosna była jednym z najłatwiejszym miejsc, by zacząć swoją karierę polityczną.
AD: Pawłowska była przez pewien czas koordynatorką lubelskiej Wiosny, współpracowałeś z nią wówczas? Jaki był charakter Waszej współpracy?
PS: Z Moniką współpracowałem od września 2018 roku , czyli wtedy, gdy zaczęły się tworzyć struktury partii i młodzieżówki. Już wtedy mieliśmy ze sobą dużo do czynienia – wspólnie pomagaliśmy tworzyć nowe przedsięwzięcie. Ja zajmowałem się młodzieżówką w województwie, a ona partią na terenie Lubelszczyzny.
Spotykaliśmy się w tym wypadku o wiele częściej, bo w pewnym rozumieniu pełniłem nieodpłatnie rolę jej asystenta. To były bardzo bliskie relacje. Często do siebie dzwoniliśmy, widywaliśmy się i rozmawialiśmy, przygotowywałem też dla niej raporty.
W teorii w tym czasie Przedwiośnie, młodzieżówka Wiosny, była niezależna od partii. Mimo tego była to taka relacja, że Pawłowska wydawała mi polecenia i ona była moją nieoficjalną szefową.
Warto zaznaczyć, że Monika od początku była darzona dużym zaufaniem. Najpierw została koordynatorką wojewódzką, a potem regionalną. W strukturach młodzieżówki mnie również doceniono w ten sam sposób.
Mobbing w lubelskiej Wiośnie?
AD: W 2019 roku opowiedziałeś o kwestii mobbingu w lubelskiej młodzieżówce Wiosny ze strony Pawłowskiej. Czego dokładnie doświadczyłeś ze jej strony?
PS: Po prawie dwóch latach i wielu rozmowach wiem, że prawnie użyłbym innych słów, bo według mnie i mojego terapeuty to był mobbing, ale technicznie nigdy nie byłem pracownikiem Moniki Pawłowskiej. Raczej nazwałbym to na potrzeby naszej rozmowy znęcaniem psychicznym.
Nie zmienia to faktu, że w mojej świadomości była ona dla mnie szefową. Gdyby spojrzeć na samą definicję mobbingu, to wszystko, co się między nami działo, wpisuje się w znaczenie tego słowa.
Łączyła nas bardzo toksyczna relacja. Wieczorami Monika potrafiła dzwonić do mnie i mówić bardzo miłe rzeczy, które kształtowały mnie w tamtym czasie jako człowieka i które dziś dobrze wspominam – że jestem super, że świetnie działam, że młodzieżówka w lubelskim ma się lepiej niż ta w Warszawie. Następnego dnia relacje znowu się jednak napinały i wracały do stanu, który określiłbym jako „szef–pracownik”. Były takie sytuacje, że nazywała młodzieżówkę „pie * * oloną dzieciarnią” i równała mnie z zerem. Twierdziła, że nie potrafię nawet zapanować nad ludźmi – że robią akcje bez mojej wiedzy. Ona chciała wiedzieć o wszystkim, bo jeśli już „od * * * * alali jakieś głupoty”, to ona ma być chociaż na zdjęciach.
Pojawiały się też teksty, że ona tu jest szefową i ona decyduje o mojej karierze i jeżeli chcę być jej asystentem, to mam robić więcej, a nie być taką niedojdą. Twierdziła też, że mam zajmować się bardziej promowaniem jej, a nie siebie.
AD: Powiedziałeś wreszcie „dość”?
PS: W 2019 roku zamieściłem na Facebooku post, w którym opisałem niektóre z jej zachowań. Sam po dwóch latach zdążyłem już to przerobić i nie chcę do tego wracać i przypominać nowych.
Opowiem wam jak byłem mobbingowany w wiośnie i jak nie znalazłem nigdzie pomocy. Do tej pory działałem tylko w radiu...
Opublikowany przez Przemysława Stefaniaka Czwartek, 9 maja 2019
AD: W Internecie pojawiły się screeny, na których twierdziłeś, że masz nagrania z niektórych sytuacji związanych z Pawłowską. Co sądzisz o jej odpowiedzi?
PS: Mój post na Facebooku pojawił się w maju, ale był już ostatnią formą mojej obrony przed tym, co działo się w Wiośnie. Wcześniej, w kwietniu, zgłosiłem sprawę do władz partii, Krzysztofa Śmiszka i władz młodzieżówki. Mieli się tym zająć, ale nikt tego właściwie nie zrobił. Parę dni przed opublikowaniem posta napisałem na kanale na Messengerze dla młodzieżówki lubelskiej o tym, co się stało. Wtedy Pawłowska odpisała, twierdząc, że jest fantastyczna i jedzie właśnie ratować małe pieski, a poza tym to ona też ma na mnie nagrania . Rozmowy, które nagrała Pawłowska były po prostu moim narzekaniem na świat i na ludzi – też jestem człowiekiem i czasem mam wszystkiego dość. Nawet nie mogę ich w żaden sposób porównać – ona używała wobec mnie przemocy.
Często pojawia się kwestia dowodów. Nie wiem, czy ktokolwiek w takiej sytuacji myślałby od razu o włączeniu dyktafonu w telefonie. Zrobiłem to parę razy podczas rozmów telefonicznych z Moniką i tak, nie mam nagrań z sytuacji, gdy wyzywa mnie od najgorszych, ale te nagrania, które miałem, przedstawiłem komisji mającej zbadać sprawę mobbingu, a potem chciałem przedstawić je również sądowi koleżeńskiemu powołanemu przez partię. Ten nie powołał mnie jednak na świadka.
Sąd koleżeński załatwił sprawę, jak sądzę, przez znajomych Moniki. Z racji tej afery został zresztą specjalnie utworzony.
Stefaniak: o wyroku dowiedziałem się z mediów
AD: Opisałbyś dokładnie jak wyglądała kwestia sądu koleżeńskiego, który wg Krzysztofa Śmiszka wyjaśnił sprawę?
PS: Wiadomo, że po czasie mogę sobie też dopowiadać wiele rzeczy, jak choćby z tym rozwiązaniem sprawy w sądzie przez jej kolegów, bo wiadomo, że jestem ofiarą i chcę sobie to jakoś wytłumaczyć. Przechodząc jednak do faktów – swój post opublikowałem w maju 2019 roku i to było niedługo przed eurowyborami. Wiosna nie wydała wtedy żadnego oświadczenia, jedyne co, to dali znać, że w Wiośnie nie ma miejsca na mobbing i że zbadają sprawę. Rzeczywiście, powołano komisję antymobbingową, w której skład wchodzili Paulina Piechna-Więckiewicz, radna Warszawy z ramienia Lewicy, Gabriela Morawska-Stanecka, wicemarszałkini Senatu i jedna osoba z młodzieżówki, której nazwiska niestety nie pamiętam.
Do Lublina, by się ze mną spotkać, przyjechała tylko Piechna-Więckiewicz. Po raz kolejny opisałem jej całą sytuację i opowiedziałem o wszystkim. Z Gabrielą Morawską-Stanecką dwu- lub trzykrotnie rozmawiałem przez telefon, raz odpowiadałem na jej pytania, a potem już bardziej na stopie koleżeńskiej. Zapewniano mnie wtedy o wyjaśnieniu sprawy, a ja po raz kolejny zaufałem partii. Powiedziałem, że nie będę publikował nagrań i dalej chodził do mediów. Liczyłem na to, że komisja to lepiej rozwiąże.
AD: I jak tak się skończyło?
PS: Potem o decyzji komisji dowiedziałem się z mediów. Poinformowano wtedy, że w Lublinie doszło do nadużyć i dalej miał ocenić to sąd koleżeński. Nie poinformował mnie o tym nikt z komisji. Stwierdziłem jednak, że czekam w takim razie na moment, w którym będzie się odbywał sąd, czekam na powołanie na świadka w tej sprawie.
I tak czekałem, aż zadzwonił do mnie dziennikarz jakiś czas później, mówiąc: „Panie Przemku, jakby Pan skomentował wyrok?”.
AD: Nikt Cię bezpośrednio nie poinformował?
PS: On tak samo jak ja niedowierzał, że nic o tym nie wiem. Wysłał mi ten wyrok i spytał, co uważam. Sprawa została w taki sposób rozwiązana, że nie wiedziałem wtedy, czy ten sąd rzeczywiście istniał. Nie zostałem powołany na świadka w swojej sprawie. Mogę rzucać tysiącem domysłów na temat tego, co tak właściwie zaszło, ale trudno cokolwiek stwierdzić. Jedyną konsekwencją wyciągniętą wobec Pawłowskiej było upomnienie.
Wiosna na początku postulowała całkowitą przejrzystość, to, że wszystkie instytucje powinny stać otworem dla obywateli, a nie dopilnowano tego nawet w sprawie wewnątrz organizacji.
Czy przyszedł czas rozliczeń?
AD: Sprawa poniosła się echem w całej Polsce, zaangażowały się także dwie młodzieżówki – Młodej Prawicy Gowina (sic!) oraz Nowoczesnej. Jakby podsumował Pan tę sytuację po czasie?
PS: Wczoraj właśnie widziałem, jak Jan Sierżak z Młodej Prawicy gratulował Monice Pawłowskiej transferu do Porozumienia. Pamiętam, że dwa lata temu pisał do mnie, że jest oburzony i że w Młodej Prawicy nie będzie miejsca na mobbing i osoby przemocowe. Proponował transfer, ale się nie zgodziłem, byliśmy ideowo trochę za daleko.
To po raz kolejny mi pokazało, że ludzie w Porozumieniu nie mają kręgosłupa. Monika Pawłowska jednak przy swoim transferze zdeklasowała Jarosława Gowina na miejscu pierwszego bezkręgowca polskiej polityki.
Jeśli mam być szczery, to nawiązując do początku naszej rozmowy, byłem pewien, że w pewnym momencie Monika zmieni barwy. Obstawiałem jednak Platformę albo Polskę 2050, a tymczasem padło na PiS. Ktoś dobrze skomentował całą sprawę, mówiąc, że „Kiedyś był wyborcą Lewicy, a teraz został wyborcą PiS”.
AD: Jak wyglądała ta kwestia w samej Wiośnie?
PS: Przez lata starałem się nagłaśniać tę sprawę – wtedy, kiedy Pawłowska dostawała „jedynkę” na liście w Lublinie albo kiedy razem z Krzysztofem Śmiszkiem badała aferę mobbingową (sic!) w policji. Wtedy asystenci Moniki pisali #MuremzaPawłowską, bo przecież to cudowna kobieta. Wszyscy w klubie to robili i klepali ją po plecach. A teraz? Twierdzą, że już nie będą jej asystentami, że to skandal, skandują „oddaj mandat”. Akceptowali mobbing, ale nie akceptują przejścia do prawicowej partii. Z jednej strony to żałosne, a z drugiej strony nawet mi ich żal. Nie wiedzieli o tym, że ich posłanka przechodzi do momentu, do którego sama tego nie ogłosiła.
AD: Chciałbyś może im coś przekazać?
PS: Jedyną radą ode mnie dla nich jest to, by próbowali samodzielnie myśleć i uważali na słodkie słówka. Może to dość ostre porównanie, ale trzeba pamiętać, że facet, który bije swoją żonę na co dzień może też być świetnym człowiekiem w pracy i można go bronić, pytanie tylko za jaką cenę. A potem, jak się okaże, że ukradł mi schabowego z lodówki, to trzeba wyrzucić go z pracy. Są większe sprawy, dla których Monika nie powinna być w klubie poselskim i tym bardziej być jego wiceszefową niż to, że teraz przeszła do Gowina.
A Monika? Monika jest politycznym zerem, naprawdę, Gowin i Ziobro mogą się od niej uczyć i jej buty lizać.
Artykuły polecane przez redakcję WTV: