GW: Matki niemowląt i małych dzieci na pierwszym froncie walki z Covidem? Lekarze dostali nakaz stawienia się w szpitalach
W czwartek 11 marca Mikołaj Bogdanowicz , wojewoda kujawsko-pomorski, przekazał, że sytuacja służby zdrowia w regionie nie przedstawia się najlepiej, przypomina bydgoska „Gazeta Wyborcza”. W trakcie konferencji prasowej przypomniał jednocześnie, że żaden lekarz dobrowolnie nie odpowiedział na apel o zgłoszenie się do pracy w szpitalach w Grudziądzu i Radziejowie, gdzie braki kadrowe są najsilniejsze .
Wobec powyższego Bogdanowicz przekazał, ze do obu placówek skierował 77 głównie młodych lekarzy oraz pielęgniarek . Decyzja jest związana z rygorem natychmiastowego wykonania.
„Wystarczyłoby sprawdzić, czy jestem obecnie czynnym lekarzem!”
Dziennik dotarł do części powołanych do pracy w Grudziądzu i Radziejowie medyków. Jedną z nich jest doktor Magda, nieposiadająca doświadczenia w leczeniu dorosłych i nieprzeszkolona z obsługi respiratora.
Kobietę oddelegowano do szpitala w Grudziądzu, mimo że wychowuje ona dwoje dzieci, w tym jedno niespełna dwumiesięczne. Lekarka jest na urlopie macierzyńskim, mimo to będzie zmuszona do pracy w kombinezonie z zakażonymi pacjentami.
– Pytanie co z karmieniami, bo karmię piersią co półtorej-dwie godziny. Mam się rozbierać z kombinezonu czy jakoś to ogarnąć w nim – zastanawia się w rozmowie z „Wyborczą”. I dodaje: – Decyzja wojewody, którą otrzymałam, to decyzja administracyjna, z rygorem natychmiastowego wykonania i wniesienie odwołania tego nie zatrzymuje. Takie było pouczenie w piśmie.
Za niestawienie się w placówce covidowej grozi kara do 30 tys. zł. Od decyzji co prawda można się odwołać, jednak do czasu otrzymania decyzji, na którą przewidziano 14 dni, lekarz ma obowiązek pracować w szpitalu.
– Jak to w ogóle jest możliwe, że jako świeżo upieczona mama muszę się tłumaczyć, dlaczego nie mogę się stawić gdzieś daleko od domu i martwić, czy będą z tego jakieś konsekwencje. A wystarczyłoby sprawdzić, czy jestem obecnie czynnym lekarzem! – zaznacza rozgoryczona rozmówczyni dziennika.
„Nie wiem, czego spodziewać się w poniedziałek. Policji? Kary pieniężnej w wysokości do 30 tys. zł?”
W podobnej sytuacji jest dr Ewa. Podczas gdy po zabiegu cesarskiego cięcia kobieta stawiła się na kontrolnej wizycie u ginekologa, jej mąż odebrał pismo, w którym lekarce nakazano pracę w szpitalu w Radziejowie.
Choć rozmówczyni dziennika mieszka na co dzień w oddalonej o półtorej godziny drogi Bydgoszczy, medyczka otrzymała niespełna dwa dni na ustosunkowanie się do listu. – A ja mam malutkie dziecko, które karmię piersią zauważa.
Następnie dodaje: – Nie wiem, czego spodziewać się w poniedziałek. Policji? Kary pieniężnej w wysokości do 30 tys. zł?
W sprawie nie pomógł fakt, że urząd wojewódzki, z którego wysłano pismo, mógł skontaktować się z rodziną w celu upewnienia się, że kobieta podlega nakazowi. Do Izby Lekarskiej w Bydgoszczy dwukrotnie wysłano bowiem oświadczenie, w którym wskazano, że ze względu na wychowywanie małego dziecka lekarka została wyłączona z zarządzenia.
Lekarze zwracają uwagę, że na kolejny aspekt nakazu: praca w szpitalu i przychodni to dwie zupełnie inne sprawy .
– W przychodniach zwykle stan pacjenta jest stabilny, a w szpitalu zawsze może dojść do gwałtownego zaostrzenia stanu. Jeżeli ktoś, kto zajmuje się medycyną rodzinną, ma na dwa miesiące trafić do takiego szpitala, to poroniony pomysł, bo co najmniej przez pierwszy miesiąc będzie się musiał uczyć, co robić w przypadkach nagłych i to bardzo niebezpiecznych dla pacjenta – mówi „Wyborczej” dr Anna.
Artykuły polecane przez redakcję WTV:
-
Najnowszy komunikat ws. szczepionek. Dotyczy Polski i liczby dawek
-
Spotkał się z Kaczyńskim w zaciszu jego gabinetu. Ujawnia, jaki jest naprawdę
Źródło: bydgoszcz.wyborcza.pl