GW: Ksiądz z Gdańska usłyszał zarzuty. Groził strajkującym kobietom bronią
-
W październiku 2020 roku ksiądz Tomasz K. groził bronią uczestniczkom Strajku Kobiet
-
Jadąc autem, ksiądz zrównał się z kobietami na światłach
-
Gazecie Wyborczej tłumaczył potem, że chciał tylko " zobaczyć reakcję "
Jak podaje Gazeta Wyborcza, do zdarzenia doszło 27 października ubiegłego roku w Gdańsku . Tomasz K., wikariusz w parafii pw. św. Apostołów Piotra i Pawła w Gdańsku-Jelitkowie , wraz z kolegą jechał samochodem w kierunku Archikatedry Oliwskiej .
Mieli bronić świątyni przed kobietami ze Strajku Kobiet protestującymi przeciw zaostrzeniu prawa aborcyjnego, których zresztą - jak wskazuje Gazeta Wyborcza - wcale tam wtedy nie było . Około godziny 20 uczestniczki Strajku Kobiet udało im się jednak napotkać po drodze , na ul. Gospody.
Według relacji Gazety Wyborczej ksiądz miał tam zauważyć samochód oplakatowany kojarzonymi ze Strajkiem Kobiet czerwonymi błyskawicami . Po zrównaniu się z autem na światłach miał otworzyć okno i kierować do dwóch siedzących w samochodzie kobiet wulgarne okrzyki .
Ksiądz chciał "zobaczyć reakcję"
W reakcji na odpowiedź kobiet ksiądz miał wyciągnąć w kierunku jednej z kobiet broń - replikę pistoletu CZ 75 Shadow - ze słowami " jak się teraz czujesz? ". W rozmowie z Gazetą Wyborczą ksiądz miał się potem tłumaczyć, że chciał w ten sposób jedynie " zobaczyć reakcję " kobiet .
Kobiety, które nagrały zdarzenie kamerą samochodową , zadzwoniły pod 112. Po godzinie policji udało się namierzyć księdza pod katedrą , jednak ze względu na rzekomy brak " przesłanek procesowych " funkcjonariusze nie aresztowali mężczyzny .
- Ksiądz zaczął mętnie tłumaczyć, że nie celował w kobietę, a jedynie pokazał pistolet . Gdyby to był zwykły obywatel, to po takim zgłoszeniu dawno leżałby na glebie . Nie było przecież wiadomo, że pistolet nie jest prawdziwy - przekazał Gazecie Wyborczej anonimowo jeden z policjantów.
- Zaczęły się nerwowe telefony do komendanta, konsultacje z prokuratorem, chciano uniknąć afery . Kierownictwo dało wreszcie dyspozycje, żeby zabezpieczyć broń "na protokół" i nie zatrzymywać księdza - tłumaczył przywoływany przez Gazetę Wyborczą policjant.
Jak podaje Gazeta Wyborcza, kobiety z pomocą adwokata mec. Tomasza Płaszczyka wzięły więc sprawę w swoje ręce, składając zawiadomienie o groźbach karalnych . W zawiadomieniu mec. Płaszczyk zwracał uwagę, że groźba nie musi przyjmować formy słownej, a do jej zaistnienia wystarcza zaistnienie zachowania, które wzbudza uzasadnioną obawę popełnienia przestępstwa .
Z uwagi na to, że zwykły człowiek nie jest w stanie odróżnić "prawdziwej" broni od repliki, kobiety mogły żywić uzasadnione obawy o swoje bezpieczeństwo . Do tego toku rozumowania przychyliła się 27 stycznia Prokuratura Rejonowa w Gdańsku Oliwie, stawiając księdzu zarzut kierowania groźby karalnej .
Źródło: Gazeta Wyborcza
Artykuły polecane przez redakcję WTV: