Ból w czasach zarazy
Jak wynika ze statystyk Policji dotyczących „Niebieskiej Karty”, prawie 90 tys. osób padło ofiarą przemocy w rodzinie w 2019 roku. Domyślać się możemy, iż jest to jedynie kropla w morzu ukrywanego dramatu tych, którzy boją się opowiedzieć służbom o swej tragedii, boją się sięgnąć po pomoc. Choć nie mówi się o tym głośno, kwarantanna dla wielu z nich stanie się podwójnym piekłem. Wróg czai się już bowiem nie tylko w domu, ale i poza nim. Trudno ocenić, którego ofiary boją się bardziej. Na pewno stawia się je jednak przed tragicznym wyborem.
Zamykanie szkół, przedszkoli, miejsc pracy, instytucji kultury uniemożliwiają osobom dotkniętym przemocą domową ucieczkę przed oprawcami. Izolacja oznacza dla nich jedno - niesłabnący strach przed napastnikiem, przed którym, jak sądzą, nie ma już ucieczki. A przecież żyjemy w dostatnim, rozwiniętym państwie. Opcja ucieczki zawsze powinna istnieć.
Ból wspomnień
Nikt nie opowie o problemie bardziej dosadnie niż osoba, która w przenośni, ale i dosłownie poczuła go na własnej skórze.
Anna (imię zmienione na prośbę mojej rozmówczyni), 23 lata. Jak sama mówi, na co dzień radzi sobie doskonale. Wspomnienia wracają tylko czasami. Są mniej straszne. Nie oznacza to jednak, że już nie krwawią, że nie bolą. Wyznała mi szczerze, co czuje, myśląc o ofiarach zamkniętych w domach z oprawcami.
"Nie wyobrażam sobie, że miałabym się teraz znaleźć w takiej sytuacji. Przez lata byłam ofiarą przemocy domowej. Przemocy psychicznej, fizycznej i ekonomicznej. Z perspektywy czasu jest mi trudno o tym mówić o tyle, iż wydaje mi się, że dużo rzeczy zdążyłam wyprzeć, wielu rzeczy nie pamiętam. Czasami budzę się rano, wiedząc, że przyśniło mi się coś koszmarnego i orientuję się, że to nie był tylko zły sen. To były wspomnienia, które wróciły do mnie po latach i których świadomie już bym nie przytoczyła, bo, jak już powiedziałam, zdążyłam je po prostu wyprzeć. Nie wyobrażam sobie, że miałabym się teraz znaleźć zamknięta w czterech ścianach z kimś takim jak mój ojciec. Był prawdopodobnie najgorszym człowiekiem, jakiego w życiu spotkałam i mam szczerą nadzieję, że nigdy nie spotkam kogoś, kto byłby gorszy. Chociaż nie ukrywam, że mam do tego tendencję, głównie ze względu na fakt, iż, mimo że bardzo nie chcę, przyciągam ludzi, którzy są podobni do niego. Przemoc, której doświadczyłam, wpłynęła na całe moje życie. Wpłynęła przede wszystkim na postrzeganie siebie oraz relacje, które nawiązuję z innymi ludźmi. Chciałabym zaznaczyć, że o przemocy mówi się wciąż zdecydowanie za mało albo mówi się o niej jedynie w ukierunkowaniu na daną grupę. Mówi się bardzo dużo o przemocy wobec dzieci, co jest całkowicie zrozumiałe. Mówi się bardzo dużo o przemocy wobec kobiet, co też jest oczywiście zrozumiałe. Niestety bardzo mało mówi się o przemocy wobec mężczyzn. Należy o nich pamiętać, bo każda ofiara tejże przemocy wychodzi z tego bardzo silnie dotknięta i pokiereszowana."
Anna nie ukrywa, że przemoc, której doświadczyła, zostanie z nią na zawsze.
"Ja przez lata mówiłam, że moje doświadczenia, doświadczenia bardzo przykre i bardzo trudne, zmieniły mnie na lata albo wpływają na lata mojego życia. Teraz już wiem, co trochę mi pomaga, że te doświadczenia wpłyną na całe moje życie. Ta świadomość daje mi jakąś siłę i poczucie, że nad czymś w moim życiu panuję. Z drugiej strony, chociaż często mówię, że nie zamieniłabym się z nikim moimi doświadczeniami, bo lubię osobę, którą się stałam i którą teraz jestem, nigdy w życiu nie chciałabym wrócić do tego, co kiedyś się działo. Jedną z największych tragedii, jakich doświadczyłam, było to poczucie zamknięcia w czterech ścianach. Tego, że kiedy krzyczę, czy kiedy cierpię, nikt mnie nie usłyszy, nikt nie wyciągnie do mnie ręki. Jestem tylko ja, oprawca i inne ofiary. Mam też poczucie, że w sytuacjach takiej skrajnej przemocy każdy zostaje całkowicie sam, mimo wszystko. Można się wspierać, ale jeżeli nie ma się dostępu do terapii, do świata zewnętrznego, do ludzi, którzy spojrzą z innej perspektywy na problem, bardzo trudno jest z tego wyjść, wyjść na prostą i odnaleźć w sobie wartość, którą ktoś bardzo długo, czy nawet przez całe życie próbował zagłuszać albo wmawiać, że nie ma jej i nigdy wcale nie było."
Pytana o to, co czuje, myśląc o ofiarach przemocy domowej, skazanych na pozostawanie pod jednym dachem z oprawcą, Anna nie ukrywa bólu.
"Kiedy myślę o tym, że wiele kobiet, mężczyzn, dzieci jest teraz zamykanych w czterech ścianach ze swoimi oprawcami i nie mogą z nich uciec, po prostu fizycznie nie mogą z nich wyjść, kiedy myślę o tym, że wiele osób starszych, które padają ofiarą różnej przemocy w swojej rodzinach, często ekonomicznej, ale i psychicznej oraz fizycznej, nie ma ucieczki przed tym, co się dzieje, bo kwarantanna zmusza nas do pozostania w domu, jestem przerażona. Nawet nie ta dosłowna kwarantanna, narzucona odgórnie i sprawdzana przez policję. Wiele miejsc pracy nie funkcjonuje, miejsca kultury nie funkcjonują, szkoły nie funkcjonują, a jest to często jedyne miejsce, w którym dzieci padające ofiarą przemocy mogą dostać jakąkolwiek pomoc, ciepły posiłek, wsparcie, czy po prostu nie myśleć o tym, co dzieje się w domu. Nie mogą tam pójść, bo te instytucje nie działają. Jest to dla mnie przerażające i mam nadzieję, że będzie się więcej mówiło w społeczeństwie o tych ludziach, starało się im jakoś pomóc i po prostu pamiętało o nich, że oni są i że trzeba coś zrobić. Chyba że chcemy za chwilę zobaczyć wzrost liczby samobójstw, które będą później tłumaczone stresem, strachem, odizolowaniem w kwarantannie i wszystkim, co związane z koronawirusem. Oczywiście jest on przerażający, ale myślę, że jeżeli mieszka się w jednym domu z oprawcą, to koronawirus powoduje mniejszy lęk niż to, że w każdej chwili po raz kolejny może się doświadczyć aktu przemocy, przed którym nie będzie żadnej ucieczki."
Anna zapewnia, że ona na pewno da sobie radę. Ja nie wątpię, że tak właśnie będzie. Zastanawiam się jednak nad losem tych, którzy utknęli w domach z oprawcami. Utknęli bez wiedzy, ile to jeszcze potrwa. Utknęli, bojąc się gdziekolwiek wyjść z dwóch już powodów. Zagrożenia są widzialne i niewidzialne. Oba bardzo bolą.
Ból odwagi
O tym, co mogą zrobić ofiary przemocy w tym trudnym czasie, zapytałam zaprzyjaźnionego psychologa dziecięcego z wieloletnim stażem. Znalazł dla mnie chwilę, chociaż w obecnej, trudnej sytuacji nie brak mu pracy. Każdą chwilę poświęca tym, którzy potrzebują pilnej pomocy. Tym, którzy najbardziej nie rozumieją, co się dzieje i co ich czeka. Jak jednak stwierdził, temat ten jest zarówno bardzo ważny, jak i bardzo słabo nagłośniony. O ofiarach przemocy domowej na co dzień mówi się niewiele. Obecnie nie mówi się wcale. Kiedy wszystkim dom kojarzy się z przestrzenią wolną od zagrożeń, zapomina się o tych, którzy przechodzą w nim prawdziwe piekło.
To właśnie od zaprzyjaźnionego psychologa dowiedziałam się, że Niebieska Linia oraz Centrum Praw Kobiet nadal pracują i udzielają potrzebującym wsparcia czy informacji. Wiele przychodni i poradni prowadzi konsultacje telefoniczne oraz online. Warto pamiętać, że wciąż istnieją miejsca, do których można zadzwonić, do których można pójść. Linki do kilku z nich znajdziecie pod tekstem.
Jeśli trzeba, jeśli wystarczy sił i odwagi, należy także zaalarmować Policję. Prawdą jest, że na barkach funkcjonariuszy spoczywa obecnie ogrom pracy. Nie mogą jednak odmówić pomocy. W rozmowie z Policją może się przydać także znajomość pakietu zmian prawnych, które przygotowało nie tak dawno Ministerstwo Sprawiedliwości. Zakładają one, że w przypadku interwencji w domu dotkniętego przemocą funkcjonariusz może nakazać agresorowi opuszczenie miejsca zamieszkania oraz nałożyć zakaz zbliżania się do niego. Ich celem jest oczywiście uniknięcie częstej sytuacji, w której to ofiara zostaje bez dachu nad głową, próbując ratować swoje zdrowie i życie. Chociaż przepisy te nie zostały jeszcze przyjęte przez Sejm, zdaniem mojego rozmówcy podobny argument może pomóc podczas próby wyegzekwowania stanowczej pomocy ze strony Policji.
Ból empatii
A co my, przyjaciele, rodzina, sąsiedzi możemy zrobić, aby pomóc ofiarom przemocy w tym piekielnie trudnym czasie? Przede wszystkim dać im do zrozumienia, że jesteśmy skłonni wyciągnąć do nich rękę w każdej trudnej sytuacji. W rozmowie ekspert podkreślił, że zawsze warto być dostępnym, gdyby potrzebująca wsparcia osoba chciała zadzwonić. Musimy zapewnić ofiarom bezpieczną przestrzeń, do której będą mogły przyjść, w której znajdą spokój. Mój rozmówca nie ukrywał także, iż obecnie ryzyko przemocy rodzinnej znacznie rośnie. W każdej rozmowie z potencjalnym zagrożonym powinniśmy starać się uzyskać informację, czy jego zdrowie i życie nie znajduje się w niebezpieczeństwie.
Nasze drzwi powinny pozostać otwarte, gdyż każda kolejna świadoma ucieczka może stanowić przełom. "Dla wielu rodzin to może być czas zmiany i warto pójść za impulsem, jeśli się pojawi", usłyszałam finalnie od zaprzyjaźnionego psychologa.
U kresu tego tekstu powrócę do słów, które chyba najlepiej oddają jego sens.
"Jest to dla mnie przerażające i mam nadzieję, że będzie się więcej mówiło w społeczeństwie o tych ludziach, starało się im jakoś pomóc i po prostu pamiętało o nich, że oni są i że trzeba coś zrobić. Chyba że chcemy za chwilę zobaczyć wzrost liczby samobójstw, które będą później tłumaczone stresem, strachem, odizolowaniem w kwarantannie i wszystkim, co związane z koronawirusem. Oczywiście jest on przerażający, ale myślę, że jeżeli mieszka się w jednym domu z oprawcą, to koronawirus powoduje mniejszy lęk niż to, że w każdej chwili po raz kolejny może się doświadczyć aktu przemocy, przed którym nie będzie żadnej ucieczki."
Dla mnie też jest to przerażające, dla mnie też. Ale nigdy nie jest za późno, aby nieść pomoc i pomoc otrzymać. Głęboko w to wierzę.
Szukasz pomocy? Znajdziesz ją między innymi tutaj
-
Całodobowa Niebieska Linia
-
Lista instytucji pomagających w całej Polsce
Nie jesteś sam.