W zemście za pomoc zwierzętom spalono im samochód. Nie poddali się, ale nadal potrzebują naszej pomocy
Do zakończenia budowy pozostało już bardzo niewiele – ale wolontariusze budują ją sami, własnymi siłami, ze wsparciem lokalnych grup i inicjatyw. Wciąż brakuje pieniędzy na podłączenie prądu czy dostęp do wody. Dlatego założyli zbiórkę: https://www.ratujemyzwierzaki.pl/bubabuduje3 .
Budujecie Centrum Adopcyjne dla Zwierząt, na które zbieracie pieniądze. Ale działacie od 2015 r. Gdzie dotychczas przebywały psy, które wspieraliście – mieszkały z Wami?
Rzeczywiście, formalnie jako stowarzyszenie działamy od 2015 roku, chociaż zwierzakom pomagamy, odkąd pamiętam. Wszystkie psy czy koty, które były czy są pod naszą opieką trafiają wprost do naszych domów i mieszkań. W ciągu zaledwie tych 5 lat pomogliśmy ponad 800. zwierzakom.
Kto w tej chwili u Was mieszka?
W chwili obecnej pod naszą bezpośrednią opieką przebywa ponad 80 psów i kotów. To są liczby rotacyjne, ponieważ każdemu z naszych podopiecznych staramy się znaleźć nowy dom. Niestety, na przełomie tych wszystkich lat przyjęliśmy część zwierząt, które z różnych przyczyn są po prostu nieadopcyjne. Mówimy tu głównie o staruszkach, zwierzętach przewlekle chorych czy z deficytem behawioralnym. Te zwierzaki wymagają stałej opieki weterynaryjnej czy paliatywnej i nie każdy jest w stanie sprostać takim wyzwaniom.
A Wy – macie pomoc behawiorystów i weterynarzy?
Oczywiście, w przypadkach, które tego wymagają, pomoc czy konsultacja z behawiorystą to podstawa. Pomimo tego, że obcujemy z naszymi podopiecznymi 24 godziny na dobę, ciągle uczymy się odczytywania ich zachowań i potrzeb. W sytuacjach spornych, np. podczas interwencji, zwracamy się z prośbą o opinię do dyplomowanego zoopsychologa. Szczęśliwie dla nas, w Miastku mamy aż trzech behawiorystów. Ponadto, od początku działalności współpracujemy z lokalnym gabinetem weterynaryjnym Saba prowadzonym przez lekarza Łukasza Kisielewskiego. Doktor Łukasz jest świetnym i zaangażowanym diagnostą. Wspólnie przeprowadziliśmy setki zabiegów i operacji. A gdy sytuacja tego wymaga, bez wahania korzystamy z usług specjalistycznych klinik w Gdańsku i Grudziądzu.
Skąd macie wiedzę i umiejętności, by zajmować się zwierzętami?
Najcenniejszą wiedzę zdobyliśmy poprzez długoletnią praktykę – i ta wiedza jest dla nas punktem wyjścia do dalszych szkoleń. Oczywiście, korzystamy z różnego rodzaju kursów czy warsztatów, dużo czytamy fachowej literatury. Jesteśmy stowarzyszeniem, w którym nikt z nas nie pobiera żadnego wynagrodzenia za swoją działalność. Wszystko, co robimy, czynimy z pasji i odpowiedzialności z naszych braci mniejszych. Dlatego staramy się robić to jak najlepiej.
Jak znajdujecie psy, którym trzeba pomóc?
Część zwierzaków trafia do nas jako ewidentnie zbłąkane. Snują się przez parę dni po mieście czy okolicznych wsiach. Dzięki aktywnie prowadzonym przez nas stronom na Facebooku mieszkańcy stali się bardziej wrażliwi. Widząc naszą realną pomoc, nauczyli się zgłaszać nam takie przypadki. Nasz numer jest całodobowy. Bywa, że policja czy straż miejska przywozi nam psiaki o 3 czy 4 w nocy. Inna grupa zwierzaków to te, które trafiają do nas po interwencjach, które przeprowadzamy w terenie.
No właśnie, prowadzicie interwencje w terenie – jakie macie wnioski z tej kilkuletniej działalności?
Chociaż jesteśmy małym lokalnym stowarzyszeniem działającym w obrębie swojej gminy, to przez ostatnie lata działając wspólnie z Powiatowym Lekarzem Weterynarii, Strażą Miejską czy Policją przeprowadziliśmy prawie 500 kontroli. Większość zgłoszeń pochodzi od mieszkańców, którzy często po sąsiedzku nie mogli dłużej patrzeć na cierpienie jednego czy drugiego zwierzaka. Porównując sytuację do początku naszej działalności, mogę powiedzieć, że sytuacja w naszym rejonie uległa małej poprawie, chociaż i tak nie ma tygodnia bez zasadnego zgłoszenia. Wcześniej dostawaliśmy praktycznie codziennie prośbę o interwencję.
W jakim stanie trafiają do Was psy?
To bardzo trudne i gorzkie pytanie. Niestety, pomimo tego, iż od dwudziestu lat żyjemy w XXI wieku, to dla wielu zwierząt czas zatrzymał się chyba w średniowieczu. Na 800 zwierzaków, które przyjęliśmy, około 60% wymagało natychmiastowej pomocy weterynaryjnej. Psy z wrośniętymi łańcuchami i gnijącymi karkami, „psie szkielety” w wyniku zagłodzenia, psy z wprost odpadającym ciałem czy nowotworami wielkości ludzkiej głowy. Koty bez oczu czy ogonów, a nawet pocięte żyletką. Oraz te powypadkowe, które uratowaliśmy przed eutanazją.
I to wszystko przez działalność człowieka?
Niestety, w 90% przypadków winę ponoszą dotychczasowi opiekunowie zwierzaków.
Z jakimi reakcjami się spotykacie na Waszą działalność?
Chyba nie nam to oceniać. Na pewno staliśmy się nierozerwalną częścią lokalnej społeczności. Po latach mieszkańcy traktują nas trochę jak instytucję – twór naturalny, czyli takie 112 dla zwierząt. Mamy wielu sprzymierzeńców, ale też i wrogów. „Wrogowie” to najczęściej ci, u których musieliśmy podejmować interwencję. To naturalne, bo działamy w małej, około 20-tysięcznej gminie.
W zeszłym roku w ramach zemsty za jedną z interwencji spalono Wam samochód. Skąd ta nienawiść? Zemsta za pomoc?
To była trudna interwencja w znanej lokalnie rodzinie kryminogennej. Sytuacja była trudna, cierpiący pies i naturalny ludzki strach przed tymi ludźmi. Tam mogło wydarzyć się dosłownie wszystko. Z odpowiedzialności za członków stowarzyszenia podjąłem decyzję, że pojadę tam w pojedynkę. Uprzednio poprosiłem policję o asystę.
Policjanci czekali 50 metrów od ich domu, już po pierwszych minutach musieli interweniować. Usłyszałem tam setki gróźb, ale najważniejsze było dobro psa. Dzień po tej interwencji nasz samochód został skradziony i zawieziony prosto do pobliskiego lasu, gdzie oblano go benzyną i podpalono. Spłonął doszczętnie, a wraz z nim całe wyposażenie, które gromadziliśmy przez lata. Sprawcą był syn pani, u której wcześniej pojęliśmy interwencję. Został zatrzymany i skazany na 7 miesięcy bezwzględnego więzienia. Niestety, do dziś nie mamy specjalistycznego samochodu.
Prowadzicie także edukację dla dzieciaków. W jakiej formie to robicie? Potrzebna jest polskiemu społeczeństwu edukacja związana z traktowaniem zwierząt?
Jak najbardziej. Kary czy inne zaostrzone ustawy nie przyniosą pełnego efektu. Podstawą jest edukacja najmłodszych i zaszczepianie w nich empatii do zwierząt. Mamy wielki obowiązek zaszczepiania wrażliwości wśród dzieciaków, to w nich jest nadzieja. Musimy pokazać, że zwierzę to nie zabawka czy przedmiot. Zwierzę czuje strach, lęk, reaguje na dobro i ból podobnie jak człowiek. Jest zwierzęciem domowym – tak samo jak my. Dlatego prowadzimy klub wolontariatu, jeździmy do szkół czy przedszkoli. Prowadzimy prelekcje i uczymy poprzez bezpośredni kontakt ze zwierzętami.
Zwierzaki, które ratujecie, można adoptować. Jak wygląda u Was adopcja?
Każda adopcja to tak naprawdę indywidualne wydarzenie. Musimy spotkać się z osobą adoptującą, wysłuchać, czego oczekuje od przyszłego członka rodziny. Musimy poznać, jaki ma stosunek do zwierząt i czy na pewno wie, czym jest odpowiedzialność za zdrowie i przyszły byt zwierzaka. Czynników decydujących o ewentualnej adopcji jest naprawdę dużo. Musimy mieć 100% pewności, że zwierzak trafi w dobre ręce. Nierzadko bywa, że odmawiamy podpisania umowy adopcyjnej. Proszę pamiętać, że każdy z naszych podopiecznych to trochę nasz dzieciak, a każdy rodzic przecież chce jak najlepiej dla swojej pociechy.
Jak możemy wspierać psy i koty w naszym otoczeniu? Jak reagować, gdy widzimy, że są źle traktowane?
Przede wszystkim musimy być czujni w swoim najbliższym otoczeniu. Gdy od kilku dni widzimy psiaka, który krąży po naszej okolicy, powinniśmy zawiadomić straż miejską bądź lokalną organizację prozwierzęcą. Jeżeli w okolicy nie ma takich instytucji, zadzwońmy do gminy, która ma w swoim prawnym obowiązku pomóc takiemu zwierzakowi. Podobnie musimy zareagować w przypadku, gdy zauważymy coś niepokojącego w stosunku do zwierząt właścicielskich. W takich przypadkach nie bójmy się reagować, bo od naszej reakcji często zależy życie i zdrowie danego zwierzaka. Pamiętajmy też o kotach wolno żyjących, szczególnie w okresie zimowym powinniśmy je dokarmiać i umożliwiać im dostęp do ciepłych piwnicznych pomieszczeń. Każdy odpowiedzialny opiekun powinien zadbać o zabieg sterylizacji bądź kastracji swojego pupila. Te zabiegi nie tylko zapobiegają niekontrolowanemu rozmnażaniu się zwierząt, ale w dużej mierze chronią zwierzęta przed nowotworami i wieloma innymi chorobami. Jeżeli ktoś ma wątpliwości co do tych zabiegów, powinien porozmawiać ze swoim weterynarzem, który na pewno przekona go słuszności wykonania takiego zabiegu.
Wreszcie – jak będzie wyglądać Centrum Adopcyjne dla Zwierząt, które budujecie?
Będzie to wyjątkowe miejsce, otoczone parkiem dla zwierząt, gdzie znajdą swoje miejsce nie tylko psy i koty, ale i gospodarskie zwierzęta, które zostały skrzywdzone przez los i człowieka. Tworzymy bajkowe miejsce, które już pieszczotliwie nazywamy „Krainą Pomocnych Bubinków”. To od imienia naszej psiej szefowej Buby, która jest najstarszym adopciakiem mieszkającym z nami. Chcielibyśmy, by to było prawdziwe centrum wolontariatu dla całych rodzin oraz nasze wymarzone miejsce do dogoterapii, którą zawsze chcieliśmy stworzyć dla potrzebujących dzieci. Będziemy też uprawiać warzywa z myślą o naszych podopiecznych! Jesteśmy także, jak zawsze, otwarci na wszystkich zwierzolubów.