Polityk związany z PiS został oskarżony o kradzież. Są oficjalne zarzuty, może trafić za kratki
Okres, w którym miało dochodzić do kradzieży, obejmuje lata 2016-2020. To dlatego straty PGE są tak bardzo wysokie.
Polityk PiS oskarżony o kradzież prądu
Oskarżony radny zarzeka się, że do kradzieży nie dochodziło. - Przysięgam, że nie kradłem prądu. Ale nieprawidłowości faktycznie były i sam wielokrotnie je zgłaszałem – zapewniał w styczniu w rozmowie z "Dziennikiem Wschodnim" Zbigniew A., radny związany z PiS. Według niego zużycie pochodziło z domu na działce po zmarłym ojcu. Zużycie energii powinno być niemal zerowe, w związku z tym, że nikt w tym domu nie mieszka. Zbigniew A. twierdzi, że rachunki przychodziły lecz obejmowały bardzo różne kwoty. Niektóre miały wynosić nawet 500 zł. – A licznik raz chodzi, raz nie. Na pewno nie powinno tak być – utrzymuje radny.
Gdy w styczniu na posesji zawitali technicy Polskiej Grupy Energetycznej wraz z policją, udało się w końcu ustalić dokładną przyczynę poboru prądu. Zgodnie z raportem proceder miał trwać od grudnia 2016 r. do stycznia 2020 r. Nielegalne przyłącze było zamieszczone w starym drewnianym domu i prowadziło do dwóch budynków, położonych na posesji Zbigniewa A. Jak utrzymuje PGE, ich straty opiewały na prawie 10 tysięcy złotych.
Jeśli sąd przychyli się do wniosku prokuratury i uzna radnego PiS winnym zarzucanych mu czynów, Zbigniew A. może trafić za kratki nawet na 5 lat.
Źródła: Polsat News, Dziennik Wschodni