Grobowy biznes. Ujawniamy przypadki nadużyć, które w kościele stanowią tajemnicę poliszynela
Kiedy mama udała się do proboszcza usłyszała, że dokument, o którego pewności zapewniał babcię, wcale nie wystarczy. Rozpisał drzewo genealogiczne naszej rodziny, dopytując po kolei, kto żyje a kto nie. I tak, krok po kroku doszedł do prawdziwej spadkobierczyni grobu - żony syna babci.
Chciała być skremowana. Wszystko przygotowała sobie wcześniej, łącznie ze strojem i grobem, który opłaciła na 20 lat do przodu. Prewencyjnie udała się jeszcze do proboszcza a ten zapewnił ją, że wystarczy aby odręcznie napisała, komu przekazuje do niego prawa. Przypieczętowała sprawę wypisując własne imię i nazwisko nie tylko na dokumencie a i grawerując je na grobie. Można by zakładać, że babcia doskonale przygotowała mnie i moją mamę na swoją śmierć. Nie tylko psychicznie.
- Mieszka w innym mieście, dawno się nie widziałyśmy i nie wiem, czy uda jej się przyjechać - powiedziała moja mama.
- To ja w tym grobie nikogo nie pochowam - burknął ksiądz.
Nie określam się mianem osoby niewierzącej, ale większość osób, które kiedykolwiek wpadły na mnie w mediach wiedzą, że z kościołem jestem na bakier. Podobnie jak większość mojej rodziny. Poza babcią. Za dziesiątki lat poświęconych oświacie została odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Zakładam, że właśnie nieustanny wysiłek intelektualny sprawił, że we względnej świadomości dożyła 93 lat.
Klecha nie miał szczęścia, ponieważ rodzicielka, jako niewierząca, do uznających autorytet duchownych nie należy. Koniec końców doprowadziła do sytuacji, w której ksiądz zgodził się na pochówek. Pod jednym warunkiem. Za wskazane 20 lat grób znów stanie się własnością kościoła.
“Nieświeży” ksiądz i oburzeni grabarze
Jak wspominałam we wstępie, optymalizacja zysków przez księży przy pochówkach nie była czymś, o czym nigdy bym wcześniej nie słyszała. Nie chcąc bazować na dotychczas opisanych historiach, zaczęłam pytać. Wbrew temu, co mogłam zakładać, obrotni księża nie ograniczają się wyłącznie do skubania tych, którym z kościołem nie po drodze.
Ania opisuje swojego dziadka, jako gorliwego katolika. W każdą niedzielę przemierzał 15 kilometrów na mszę. Rowerem, pokonując lasy i łąki.
Kościółek w małej miejscowości był mocno wpisany w jej rodzinną historię. Tam ślub brali jej rodzice a ona była chrzczona. Na należącym do parafii cmentarzu pochowane zostało pół jej rodziny. Naturalnie, tam też spocząć miał dziadek, na którego pożegnanie zjechali się krewni z różnych zakątków świata.
Pogrzeb miał odbyć się rano. O wskazanej godzinie rodzina pojawiła się pod kościołem, w którym czekała trumna. Drzwi były jednak zamknięte.
Ani udało się dorwać gospodynie a ta, chwilę później zaalarmowała kościelnego. Zjawił się po 15 minutach, “nieświeży”. Otwarto drzwi a za nimi - ciemność i pustka. Opłaconych przez rodzinę kwiatów nie widać. Księdza też nie.
Pół godziny po wyznaczonym czasie pojawił się duchowny. “Kto z rodziny oddelegowany do formalności?” - zapytał, podczas gdy krewni zmarłego rozstawiali wrzucone omyłkowo do zakrystii kwiaty.
“Oddelegowaną” była właśnie Anna. Ksiądz wziął ją na stronę i oświadczył, iż pogrzeb winien być opłacony z góry. Zdezorientowana kobieta poprosiła aby odłożyć tę kwestię na później, zważywszy na okoliczności i ogromne opóźnienie. W odpowiedzi usłyszała coś o “miastowym widzimisię”. Na miejscu brakowało również organisty.
Warto tutaj nadmienić, że rodzina opłaciła zarówno organistę, kwiaty, świece jak i oburzonych opóźnieniem grabarzy. Grozili, że bez dodatkowych pieniędzy “nie zasypią”. Pogrzeb rozpoczął się niemal 2 godziny po czasie. Po odprawieniu ceremonii ksiądz obrócił się na pięcie i oznajmił, że czeka w kancelarii na uregulowanie formalności.
Na miejscu ubrany był już po cywilnemu. Pytany o należność odburkiwał, że “to nie sklep”. Zwrócił jednak uwagę na potrzebę dopłaty dla organisty i kościelnego. Jak się później okazało, pierwszy z nich pieniądze już dostał a drugi, zdążył zapaść w głęboki, alkoholowy sen, o czym poinformowała jego żona.
Mimo nacisków Anny, ksiądz nadal nie podawał pełnej kwoty.
- Bardzo poirytowany ksiądz wykrzyknął, żebym nie naciskała i nie próbowała go prowokować, bo potem tacy jak ja piszą do gazet i skandale robią. Że on nie chce w tej sytuacji żadnych pieniędzy i że mam się wynosić - usłyszałam.
Anna wyszła. 4 tys. zł, które miała przy sobie, wrzuciła do stojącej przed biurem skarbonki. Napis wskazywał, że jej zawartość zostanie przekazana na dożywianie dzieci.
Pogrzeb w walce z LGBT
Nie wszystkie kontaktujące się ze mną osoby, narzekały na pazerność księży. Niektóre przytaczały związane z pochówkiem historie, w których to nie pieniądze stanowiły katalizator frustracji.
Jedna z moich rozmówczyń chowała ciocię kilka tygodni po pierwszym marszu równości, w jej średniej wielkości mieście. Wydarzenie naturalnie wzbudziło spore emocje, które niestety udzieliły się nawet odprawiającemu ceremonię duchownemu.
- Książ mówił, że chowa katoliczkę (moja ciocia do zagorzałych katolików nie należała) i to dla niego duma, że broniła katolicyzmu zwłaszcza teraz, kiedy miasto zalała banda przebierańców - powiedziała mi.
Inna osoba z tej samej miejscowości wspomniała o pochówku swojej mamy. Zanim ksiądz zgodził się odprawić mszę, sprawdził czy rodzina przyjmowała kolędę. Z jego notatek wynikało, że owszem ale nie w każdym roku. Pogrążonej w żałobie rodzinie z trudem udało się go przekonać.
Skąd taka mnogość konfliktów? Podczas gdy prawo w pewnym stopniu reguluje kwestie własności grobu, sakramenty naturalnie reguluje rynek. W tym przypadku w rolę kapitalisty wchodzi ksiądz. Starcia z duchownymi na innych polach nie wzbudzają tak dużych emocji jak w przypadku pochówków. W miejscu, w którym stykają się ze sobą wiara, pieniądze i śmierć, oczekiwać można by większej wyrozumiałości od strony trzymającej największą władzę - kapłana.
Z drugiej strony, właśnie ze względu na rynkowy i nieuregulowany charakter tego typu sytuacji - osoby pokrzywdzone nie mają do dyspozycji innej broni niż media. Dlatego też zachęcam czytelników do opisywania swoich historii. Czekamy na nie pod adresem wtv@iberion.pl.
Przytoczone wyżej historie zostały zanonimizowane a imiona zmienione. Poza moją.