Jarosław Kaczyński jest podsłuchiwany? Dziennikarze ujawniają kulisy spotkania na Nowogrodzkiej
Zapowiadana na jesień rekonstrukcja rządu Prawa i Sprawiedliwości ku zaskoczeniu wielu rozpoczęła się już w sierpniu, czego owocem były dymisje ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego oraz szefa resortu spraw zagranicznych Jacka Czaputowicza. Rozmowy dotyczące nowego składu obozu rządzącego od kilku dni toczą się na Nowogrodzkiej. – To są oczywiście rozmowy skomplikowane, ale jestem głęboko przekonany, że przyniosą właściwe efekty i że te zmiany, które planujemy, zostaną przeprowadzone – wskazywał Jarosław Kaczyński.
Nowogrodzka na podsłuchu?
"SE" donosił, że negocjacje odbywają się według ścisłego rygoru. Dyskusje mają rozpoczynać się od rozmów prowadzonych między Kaczyńskim, Zbigniewem Ziobrą a Jarosławem Gowinem. Mateusz Morawiecki ma siadać do stołu dopiero podczas dalszego etapu dyskusji. Wskazano, że politycy przez godzinę prowadzą dość intensywny dyskurs, po czym następować ma dziesięciominutowa przerwa. Kolejno panowie wracają do pertraktacji.
Nie jest tajemnicą, że rekonstrukcji rządu PiS mocno przeciwni są członkowie Solidarnej Polski. Ziobryści chcą utrzymać stołki. Prawo i Sprawiedliwość ma tymczasem rozważać ograniczenie liczby resortów, co zaowocowałoby najprawdopodobniej odebraniem po jednym ministerstwie koalicjantom. Przypomnijmy, że SP kontroluje obecnie Ministerstwo Sprawiedliwości i Ministerstwo Środowiska, a Porozumienie Jarosława Gowina steruje resortami rozwoju i nauki.
Niewielu zdziwi fakt, że według informacji "SE" wszelkie kluczowe decyzje przy stole mają należeć do Jarosława Kaczyńskiego, którego tabloid opisuje jako upartego i nieugiętego negocjatora. To prezes PiS ma czuwać nad ostatecznym składem rządu, nad którym władzę sprawował będzie kolejno premier Morawiecki. Kaczyński ma ponadto zachowywać czujność wobec swych rozmówców. – Zanim wszyscy usiądą, telefony są wyłączane, a nawet wynoszone z pokoju. Może prezes boi się podsłuchów? – wskazuje jeden z ważnych polityków obozu rządzącego, do którego udało się dotrzeć reporterom dziennika.
Źródło: se.pl