wtv.pl Polska Zgwałcił mnie na pierwszej randce. Potem przez lata byliśmy parą (Reportaż)
WTV.pl

Zgwałcił mnie na pierwszej randce. Potem przez lata byliśmy parą (Reportaż)

19 marca 2022
Autor tekstu: Maja Staśko

„Wzięłam ślub z moim gwałcicielem”

Byłam wtedy na studiach. Przez rok po zakończeniu długoterminowego związku trochę randkowałam i sypiałam z różnymi mężczyznami. Akurat tego poznałam przez wspólnych znajomych ze studiów. Był bardzo miły i słodki, dbał o mnie, czułam się dobrze w jego towarzystwie. Sporo czasu spędzaliśmy razem z paczką znajomych u nich w mieszkaniu. Często zostawałam na noc, godzinami gadaliśmy, lubiliśmy wspólne gotowanie i imprezy.

Otworzyłam się na nowy związek. Zostaliśmy parą na 9 lat, z czego dwa ostatnie w małżeństwie.

Gwałt miał miejsce na jednej z pierwszych randek.

Wróciliśmy z imprezy, byliśmy sami w mieszkaniu, mieliśmy ochotę na seks. Zaproponował seks oralny, zgodziłam się. Byłam na plecach, z głową opartą o ścianę, on uklęknął przede mną i zaczął wpychać mi penisa do gardła. Na początku było okej, ale potem zaczęłam się dławić i dusić. Przestało mi się podobać. Zaczęłam go odpychać od siebie z całych sił, próbowałam krzyczeć i uciekać, ale on przytrzymał mnie przy ścianie i kontynuował, aż do wytrysku. Po wszystkim uciekłam do łazienki. Cała we łzach płukałam buzię. On przyszedł do mnie i zaczął przepraszać... a ja mu powiedziałam, że nic się nie stało. Nie wiem, jak i kiedy przeszłam nad tym do porządku dziennego i wyrzuciłam z pamięci, ale chyba od razu, bo nie przypominam sobie ani momentu zastanowienia nad tym, co się stało.

Pierwszy rok związku był bajeczny: dbał o mnie, ja o niego, razem spędzaliśmy mnóstwo czasu i świetnie się bawiliśmy. Potem zaczęły się problemy. Jego pochłonęła praca, a ja czułam się opuszczona i robiłam mu wyrzuty, bardzo go to irytowało. Był perfekcjonistą i pracoholikiem, nawet kilka niedzielnych godzin spędzonych inaczej niż na pracy wywoływało w nim poczucie winy. Próbowałam tłumaczyć, jak to źle na niego i nasz związek wpływa, ale nie docierało, a we mnie rósł żal i osamotnienie. Zniknęło pożądanie, czułość i ekscytacja. Czułam się dla niego zupełnie nieatrakcyjna. Potem zaczęła się przemoc emocjonalna – często wyzywał mnie i poniżał. Zwracałam na to uwagę i broniłam się. Przyznaję, nie byłam uosobieniem spokoju i szacunku. Nie obrażałam go jednak. Na drugi dzień uznawał swoją winę i przepraszał. Po kilku latach takiego powtarzającego się co kilka dni lub tygodni cyklu miałam bardzo niską samoocenę i chodziłam wokół niego na paluszkach, wyczuwając nawet najmniejszy przejaw jego rozdrażnienia i reagując na to w mocno przewrażliwiony sposób. Regularnie prosiłam, żeby poszedł na terapię – przyznawał, że wie, że by mu pomogła, ale przez te wszystkie lata nie zdecydował się na to.

Przez ostatni rok tego związku często myślałam o odejściu, ale bałam się, że go tym zranię. Bardzo pomogły mi rozmowy z innymi osobami, które też doświadczały przemocy w związku i postanowiły odejść.

9 lat po rozpoczęciu związku przeczytałam komiks, którego bohaterka po gwałcie robi gwałcicielowi śniadanie . I kompletnie mnie ścięło.

Wróciły wspomnienia, z wszystkimi detalami oraz uczuciem paniki i bezradności. Myśl, że się uduszę, a on siedzi na mnie i nie pozwala mi się odepchnąć, ten szok, że on, taki miły i cudowny, po którym zupełnie się tego nie spodziewałam, jest w stanie zrobić mi coś takiego. Do dziś nie wiem, jak mógł.

Ale dzięki komiksowi wiedziałam już, dlaczego tak zareagowałam. Próbowałam sama przed sobą udawać, że wszystko jest dobrze. Że on nie zrobił nic złego. Tak bardzo chciałam w to wierzyć, że weszłam z nim w 9-letni związek i małżeństwo. Z człowiekiem, który zgwałcił mnie na jednej z pierwszych randek.

Bo skoro weszłam z nim w związek, to jakby tego gwałtu nie było. Ofiary gwałtu nie wchodzą ze swoimi gwałcicielami w związki, prawda? W ten sposób próbowałam odzyskać kontrolę i zaczarować rzeczywistość tak, by zapomnieć o gwałcie. By zniknął. Wyparłam go na lata.

I często dokładnie tak robią ofiary gwałtów.

Gdy komiks przypomniał mi gwałt, miara mojej wytrzymałości się przebrała i pozbyłam się skrupułów. Poprosiłam go, żeby przeczytał komiks. Odpisał: „dobre”. Zapytałam, czy pamięta, co się stało wtedy, na jednej z pierwszych randek. Potwierdził. Potem zaczął znajdować usprawiedliwienia: „byliśmy pod wpływem alkoholu”,„lubiłaś ostrzejszy seks”. W tym momencie dla mnie już nie było czego zbierać, poza własną szczęką z podłogi.

Odeszłam, a on poszedł na terapię. Z tego, co mówił mi potem, pracowali nad jego złością i agresywnymi zachowaniami, ale ponoć sama terapeutka na jego opowieść o tym gwałcie powiedziała, że „to nie był taki prawdziwy”. Ale ja mam wykształcenie seksuologiczne i wiem, że to był gwałt. Prawdziwy gwałt. Tylko żałuję, że nie umiałam się z tym skonfrontować od razu. Źródło tej nieumiejętności widzę w wychowaniu do uległości i niesprawiania kłopotów, a także w doświadczeniach przemocy fizycznej, które wyniosłam z domu rodzinnego. Bardzo bym chciała, żeby inne dziewczyny z podobnymi doświadczeniami też miały szansę tak na serio uzmysłowić sobie, że nikt nie ma prawa przekraczać granic i wyrządzać przemocy, i że jeśli ktoś tak zrobi, to wolno głośno to powiedzieć i ochronić się, zamiast w milczeniu przyjąć i jeszcze poklepać sprawcę po ramieniu.

Niedawno wyszyłam sobie napis: „Pocieszyłam mojego chłopaka po tym, jak mnie zgwałcił”. Nadal mnie samą to trochę zaskakuje. Myślę, że to dlatego dopiero ten komiks otworzył mi oczy – przecież zwykle w narracji o przemocy seksualnej osoba o takim doświadczeniu nie wypierała tego i nie zaprzeczała, tylko dokładnie wiedziała, co się stało. Okazuje się, że czasem mechanizmy obronne robią nam taki psikus, że każą udawać, że to się nie stało – może właśnie dlatego, że to było na randce, a on był generalnie miły. Gwałt nie pasował do kontekstu, nie pasował do mnie, więc go wycięłam i... pocieszyłam gwałciciela.

Do dziś nie czuję się komfortowo, kiedy w seksie coś mi przypomni ten gwałt.

„Budziłam się w nocy, a on już we mnie był. Myślałam, że tak wygląda związek”

Jestem dość nieśmiała, aż do studiów nigdy nie miałam chłopaka. Miałam wcześniej krótką relację z koleżanką, ale myślę, że to była raczej fascynacja. W moim liceum były tylko dwie klasy, ciężko mi było kogoś poznać, a ci, którzy mi się podobali, byli dla mnie nieosiągalni – przynajmniej tak uważałam. Dlatego gdy byłam na pierwszym roku studiów, razem z przyjaciółką zainstalowałam aplikację „Zaadoptuj faceta”. Aplikacja pozwalała mi o wszystkim decydować. Ja mogłam zapraszać do kontaktu, oni nie. Jeśli zapraszali, to ja zaczynałam rozmowę, nigdy oni. Od początku szukałam poważniejszej relacji, zaznaczałam to wyraźnie.

Na pierwszym spotkaniu z tej aplikacji poznałam M. Już na drugiej randce zaczął mnie dotykać, i to w miejscu publicznym. Nie chciałam tego, ale tłumaczył, że tak to wygląda w związkach, i że jeśli chcę z nim być, to muszę być na to gotowa. Był cztery lata starszy, zaufałam mu. Wstydziłam się też, że jeszcze z nikim nie byłam, a miałam już 19 lat. Wydawało mi się, że jestem przez to gorsza.

Zaczęliśmy się spotykać – według niego jako znajomi, ale ja zaangażowałam się od początku. Wiedział, że nie pójdę z nim do łóżka, jeśli nie będziemy parą – tak sobie wtedy założyłam. Więc powiedział, że mnie kocha. To był mój pierwszy raz. Ale samego stosunku nie jestem sobie w stanie przypomnieć. Nic nie czułam, po prostu się stało. Później oglądaliśmy film.

Pamiętam tylko te słowa: „Kocham cię”. Wystarczyło, że wyznał mi miłość, a ja zgodziłam się na wszystko.

Mieszkałam wtedy jeszcze z mamą, on z rodzicami, ale miał całe piętro dla siebie. Szybko okazało się, że każde spotkanie powinno się kończyć seksem, a jeśli zostawałam na noc, to przecież wiedziałam, po co. Nie mieszkaliśmy w tym samym mieście, nie mogliśmy się widywać codziennie. Gdy się spotykaliśmy, za każdym razem mówił, że za mną tęsknił. Ale tęsknił nie za mną, tylko za seksem. Podkreślał, że mam wielkie szczęście, że jest ze mną, bo z takim podejściem do seksu nikt by mnie nie chciał – ale on mnie nauczy. Dodawał, że każdy facet ma swoje potrzeby.

Najgorzej się czułam, kiedy się budziłam w nocy, a on już we mnie był albo bez pytania zaczynał stosunek. Ale wtedy po prostu się temu poddawałam. Myślałam, że tak wygląda związek. Nie wiedziałam, że to gwałt.

Nasza romantyczna historia? Walentynki polegały na tym, że on mi daje kubek, a ja mam iść z nim do łóżka. Wyjście do jakiegoś pubu wiązało się z przymusem sukienki, żeby mógł mnie dotykać, kiedy ma ochotę. Nie dbał o mnie i o moje potrzeby. A ja wtedy nie wiedziałam, że mogę chcieć inaczej. Zawsze robiłam to, co on chciał.

Na spotkaniach z jego kolegami traktował mnie jak dziecko. Oni byli inni, szanowali swoje dziewczyny. Gdy się wypowiadałam na jakiś temat, czochrał mi włosy. Moje przyjaciółki traktował tak samo. Zawsze chciał udowodnić, że wszystko wie najlepiej.

Byliśmy razem 1,5 roku. Później z nim zerwałam – uważałam, że nie ma ambicji. To był dla mnie największy problem, a nie to, co ze mną robił. Jakby przymuszanie do seksu to nie był powód do zerwania. Moja mama po tym rozstaniu powiedziała, że jest jej smutno, bo cierpię, ale tak będzie dla mnie lepiej, bo on jej w czymś nie pasuje. Miała nosa, choć do teraz nie zna całej prawdy.

Ale tęskniłam strasznie, byłam od niego całkowicie zależna emocjonalnie. Wróciliśmy do siebie na dwa miesiące. Później o coś się pokłóciliśmy i zerwał ze mną przez telefon. Strasznie to przeżyłam. Błagałam, żeby do mnie wrócił. Spotkaliśmy się kilka razy, zawsze kończyło się seksem. Miałam nadzieję, że tak go przekonam, żebyśmy do siebie wrócili. Nie przekonałam.

Znów zainstalowałam aplikację „Zaadoptuj faceta”. Spotkałam się z jednym chłopakiem. Było miło, ale nie kliknęło. Z kolejnym byłam na kilku spotkaniach, ale przekraczał moje granice. Wymuszał stosunki, chciał spotykać się tylko u niego w mieszkaniu. Kiedy zauważyłam, że seks nie daje mi przyjemności, skończyłam to. Wiedziałam już wtedy, że ten związek tworzę tylko po to, żeby nie być sama. Trwał z trzy miesiące.

Dopiero niedawno usunęłam M. ze znajomych. Wcześniej chciałam być z nim choć w koleżeństwie. Nie wiem, dlaczego.

Studiowałam pedagogikę socjalną, miałam zajęcia z psychologii i resocjalizacji, byłam w tym dobra. Byłam przekonana, że wiem, jak się zachowam w takiej sytuacji – a gdy mnie to spotkało, siedziałam w tym po uszy.

Teraz jestem w związku od lata 2018 roku. W 2019 r. zamieszkaliśmy razem we Wrocławiu. Jestem szczęśliwa. Już wiem, czym jest dobra relacja.

„Sparaliżowało mnie, nie mogłem się ruszyć. Miałem 13 lat i byłem w pierwszym związku”

Miałem 13 lat, funkcjonowałem jeszcze jako dziewczyna. Poznaliśmy się w gimnazjum, we wrześniu. Ja zaczynałem naukę, on był w ostatniej klasie, 15-latek. Mieliśmy wspólnych znajomych i wspólne zainteresowania. Oboje byliśmy też po jakichś dziecięcych zawodach miłosnych. Zaczęliśmy się spotykać, a w listopadzie się „związaliśmy” – na tyle, na ile w tym wieku można mówić o związkach.

Już na samym początku przegapiłem sygnały – albo nie chciałem ich widzieć – że relacja będzie zła i że może dochodzić do przemocy. Zignorowałem kłamstwa, patologiczną zazdrość, a nawet wymuszanie konkretnych zachowań przez grożenie samobójstwem. Z perspektywy lat i terapii myślę, że to było bardzo głupie. Ale wtedy tego nie widziałem.

Walentynki okazały się naszym momentem przełomowym. Jako „para” chcieliśmy spędzić je razem. Po zajęciach poszliśmy na pizzę i do kina. Około 20:00 było już ciemno, odprowadził mnie do domu. Poprosił, czy może ze mną wejść do domu, bo ma jeszcze pół godziny do autobusu. Oczywiście, zgodziłem się, było zimno. Zapomniałem, że nikogo nie ma w domu.

Usiedliśmy, wypiliśmy herbatę, pogadaliśmy sobie. I tak to się powinno skończyć – ale coś nie wyszło. W rozmowie przewinął się temat jego traumatycznej historii, o której kiedyś mi opowiedział. Kiedy miał 11-12 lat, był na jakimś obozie i starsza koleżanka dotykała go wbrew jego woli. Przez to on się bardzo krępował jakiejkolwiek bliskości, nawet przytulania. A już w ogóle było mu niekomfortowo, gdy rozmawiało się przy nim o sferze seksualnej.

I wtedy coś mnie podkusiło. Powiedziałem mu, że jeśli chce, to może dotknąć mojej piersi i zobaczyć, jak się z tym będzie czuł. Dla mnie pierś nie była aż tak intymną sprawą. Po dotknięciu piersi zaczęło się kolejne dotykanie, ale już nie wynikające z mojej inicjatywy. To mnie dość mocno zestresowało. Znieruchomiałem i nie dałem rady niczego powiedzieć. Pamiętam wkładanie rąk pod sukienkę, pamiętam zdjęcie mi swetra. A potem już nie pamiętam. Wydaje mi się, że mój mózg to wyparł. Nie wiem, czy doszło „tylko” do molestowania, czy do gwałtu. Czułem się okropnie.

Po wszystkim poszedł na tramwaj i zostawił mnie samego. Spakowałem się do szkoły na następny dzień i poszedłem spać.

Następnego dnia w szkole spotkaliśmy się przed zajęciami w świetlicy. Powiedziałem, że czuję się bardzo źle z tym, co zaszło. On mnie przepraszał, mówił, że nie był sobą i że nie wiedział, co robi. Obiecywał, że to się już nigdy nie powtórzy. Wybaczyłem mu, pogodziliśmy się. Ale to się powtórzyło, i to od razu przy najbliższej okazji. Było dotykanie, dochodziło też do stosunków – w mieszkaniu czy w lesie na topiącym się śniegu w marcu. Nie umiałem wyrazić sprzeciwu. Bałem się, bo zaczął mi grozić samobójstwem, wzbudzał we mnie wątpliwości we własne słowa i wspomnienia (tzw. gaslighting), nastawiał przeciwko mnie wspólnych znajomych. „Przecież wszystkie pary tak robią” – słyszałem za każdym razem.

Nie chciałem iść po pomoc do dorosłych. Moi rodzice nie mieli czasu, mieli inne zmartwienia. Nauczycielom czy psychologom bałem się powiedzieć. A wszyscy rówieśnicy, którym się zwierzyłem z jakąś nikłą nadzieją, że pomogą, zareagowali zupełnie nie tak, jak bym chciał – kazali mi nikomu nie mówić, nie wierzyli, twierdzili że wymyślam, żeby zwrócić na siebie uwagę albo się dowartościować. Jedna osoba upatrywała problemu we mnie... i kazała się wyspowiadać.

Byliśmy w „związku” przez 1,5 roku. W tym czasie zdążyłem gościa znienawidzić na tyle, żeby mieć gdzieś, czy się zabije, albo czy zniszczy mi życie. I skończyłem relację. Potem jeszcze chwilę mnie nękał, wypisywał, jeździł za mną tramwajem i chodził pod mój dom. Potem mu przeszło. Teraz od czasu do czasu pisze do mnie z jakichś dziwnych kont na portalach społecznościowych. Od razu blokuję.

Nigdy nie zgłosiłem się na policję. Po pierwsze: nie mam dowodów i za mało szczegółów pamiętam. Po drugie: on też był dzieciakiem i nie wiem, czy zgłoszenie cokolwiek by dało. Czy on w ogóle wiedział, że robi coś złego? Czy można go nazwać gwałcicielem? Po trzecie: wszystko miało bardzo wiele znamion tragicznego nieporozumienia, i nie sądzę, żeby ten człowiek w tej chwili, w swoim późniejszym życiu, kogokolwiek wykorzystywał. Chociaż tego nie wiem. I po kolejne: bałem się jego wpływowej rodziny. Być może bez podstaw.

To było osiem lat temu.

„Gwałty na randkach i ze strony bliskich osób zdarzają się często”. Komentarz ekspertki przeciwprzemocowej

Joanna Piotrowska, Fundacja Feminoteka : Kobiety od najmłodszych lat są wychowywane do tego, żeby naruszać ich granice. W przedszkolu czy w szkole spotykamy się z zaczepkami ze strony chłopców, ciągnięciem za włosy czy strzelaniem stanikami – i nikt nie reaguje. Albo mówi się wręcz, że to końskie zaloty, wyraz sympatii. Że powinnyśmy być zadowolone, gdy ktoś coś robi z naszym ciałem wbrew naszej woli. W głowie takiego dziecka pojawia się myśl: „Mi się to nie podobało, źle się z tym czuję”, ale komunikaty z zewnątrz mówią, że to nic takiego – dlatego uczymy się to znosić i odsuwać od siebie nasze odczucia czy myśli. Tak się uczy dzieci naruszać ich granice. Jeśli dziewczynki i dziewczyny nie mają wokół siebie wspierającego środowiska, które opowie im, czym jest przemoc, czym granice, że mają prawo do swojego ciała, wyrażania sprzeciwu czy odmowy – to zostanie nam wdrukowane, że można naruszać nasze granice, także fizyczne.

W związku z tym, gdy dziewczyny wchodzą w pierwsze relacje intymne, naruszanie granic staje się dla nich elementem „miłości”, który powinien się podobać. Mamy myśleć, że to oznaka sympatii z drugiej strony – dotykanie, klepanie czy całowanie bez zgody. Jeśli dziewczynka chce zareagować, pojawia się u niej burza myśli. Po pierwsze: „Chcę mieć tego chłopaka” – bo mówi jej się, że bez chłopaka jest gorsza, wybrakowana, „nikt cię nie chce”. Po drugie, nauczone jesteśmy, że łobuz to najbardziej kręcący typ faceta, a przemoc z jego rąk oznacza sympatię i wyróżnienie, że to właśnie nas wybrał.

Co więcej, jeśli moje granice naruszy bliska mi osoba albo taka, z którą wiązałam swoją przyszłość i marzenia, niełatwo pogodzić się z tym, że ta osoba może być przemocowcem. Wejście w relację może być próbą przejęcia nad tym kontroli, zaprzeczeniem, że stało się coś złego. Osoba nie chce się uznawać za ofiarę – woli uznawać się za zakochaną. Do tego dochodzi spodziewana reakcja, która przenosi winę na kobietę: „To po co tam lazłaś?”, „Jeśli poszłaś na randkę, to czego się spodziewałaś?” – czyli typowe mechanizmy wiktymizacji ofiar przemocy, które robią problem z pójścia na randkę zamiast z gwałtu. Wreszcie, ofiary zgwałceń na randce bywają posądzane o to, że są łatwymi dziewczynami. Zdarza się podważać ich słowa, twierdząc, że wymyśliły sobie gwałt, byle nie wyszło, że tak szybko się „oddały”. Mogą być też szantażowane przez chłopaka, że je zostawi, jeśli nie zgodzą się na seks.

To wszystko realnie oddziałuje na osoby. Żeby udowodnić sobie, że nic złego się nie wydarzyło, a także żeby nie być zawstydzane za seksualność („dałam mu” już na pierwszej randce), czasem postanawiają się związać z gwałcicielem.

Dodatkowo, dziewczyny częściej są obwiniane za relacje romantyczne: to ich wina, gdy coś nie wyjdzie, to one nie wykonały swojej roboty. Większym problemem okazuje się to, że mogły zniszczyć szansę na związek po gwałcie, niż to, że ktoś je zgwałcił. Jeśli powiem, że zostałam zgwałcona na randce – to przyznam przed sobą i innymi, że źle wybrałam partnera, że nie podołałam, że nie nadaję się na partnerkę. „Chłopaki tak mają, to ze mną jest coś nie tak, że mi się coś nie podoba. Widocznie nie zrobiłam wystarczająco dużo i dobrze, żeby ta relacja się poukładała”. Mechanizm wchodzenia w związek to próba naprawy relacji, którą dziewczyna rzekomo zepsuła – bo nie chciała seksu, bo nie była „dobra w łóżku”, bo nie wykonała swojego obowiązku, jakim jest seks, oddanie i posłuszeństwo. Więc pragnie ten obowiązek wykonać – i wchodzi w związek ze swoim gwałcicielem.

Mogą też nie chcieć „robić przykrości” swojemu chłopakowi, który ją zgwałcił, bo jesteśmy nauczone tego, że to innym ma być dobrze, i z tego powinnyśmy czerpać satysfakcję. Nasze zdanie, nasze uczucia nie są tak ważne.

Niestety, gwałty na randkach i ze strony bliskich osób zdarzają się często. Częściej niż stereotypowy gwałt „obcego nożownika wyskakującego zza krzaków”. To osoby, które znamy, są zwykle sprawcami gwałtów. Do większości z nich dochodzi w mieszkaniu.

Obserwuj nas w
autor
Maja Staśko
Chcesz się ze mną skontaktować? Napisz adresowaną do mnie wiadomość na mail: redakcja@wtv.pl
polska świat polityka gospodarka gwiazdy tv pogoda opinie ekologia