“Biją tylko trochę, prześladują tylko trochę, a poza tym dużo się modlą". Historia przemocy w rodzinie
Gdy miałam z 6 lat, wzięłam 5 zł z szuflady, żeby pokazać koledze. Dostałam za to w twarz od mojego religijnego wuja i zaczęłam być traktowana jak złodziejka. Mieszkałam z wujem i ciotką, w rodzinie zastępczej, ale spokrewnionej – moja ciocia jest siostrą mojej zmarłej matki. Później dostałam kijem za to, że poszłam bez słowa do sąsiadów pobawić się z ich dziećmi. Następnie za to, że nie chodziłam na zajęcia skrzypiec w szkole muzycznej, bo miałam przemocowego nauczyciela, który zamykał mnie w sali obok, choć miałam w tym czasie zajęcia z nauki gry na pianinie. Za list z informacją o możliwości bycia nieklasyfikowaną dostałam pięścią w twarz na oczach przerażonej nauczycielki. Na biwaku szkolnym pożyczyłam koleżankom swoją torbę, w której schowały piwa, a nauczycielki zadzwoniły po naszych rodziców. Też dostałam w twarz na oczach nauczycielki z gimnazjum. Nauczycielka później przepraszała mnie za to, że zadzwoniła po mojego wuja.
Potem już mnie nie uderzył, bo lepiej kryłam się z rzeczami, które potencjalnie mogłyby go zdenerwować.
A dziś zwyczajnie bym mu oddała.
Często wypytywała o moje dziewictwo
Wujo co niedziela chodził do kościoła.
Moja ciocia, choć nigdy mnie nie uderzyła, nieustannie mówiła, że ubieram się jak dziwka – bo nosiłam krótkie spodenki latem. Nigdy nie podobał się jej mój styl, zawsze znalazła sposób na to, by mnie skrytykować albo zmusić do zmiany ubrania. Ostatnio nie podoba jej się, że chodzę ubrana na czarno.
Ciocia często twierdziła też, że zachowuję się jak latawica, bo miałam więcej kumpli niż koleżanek i że dlatego nie dziwi się mojemu pierwszemu chłopakowi, że ze mną zerwał. Byłam wtedy zdruzgotana rozstaniem. To było gorsze niż dostać w twarz od wuja. Czułam się winna i bezwartościowa.
Przy każdej okazji powtarzała mi, że jestem nieodpowiedzialna i głupia, więc tak właśnie o sobie myślałam.
Ciocia codziennie chodzi do kościoła na msze, także w pandemii. Większość czasu spędza oglądając katolickie programy i słuchając katolickich stacji.
Starsza siostra, która także jest przykładną katoliczką, regularnie stosowała na mnie szantaż emocjonalny, kiedy tylko chciała, bym zrobiła coś, czego ode mnie wymagała. Nawet gdy musiałam przyjeżdżać do domu z mojego miasta, płacić za bilety na pociąg bądź rezygnować z własnych planów, potrzeb, zajęć. Obiecywała, że zwróci za bilety, ale nigdy tego nie zrobiła. Często wypytywała o moje dziewictwo i przestrzegała mnie przed jego utratą. W końcu zaczęłam się od niej odsuwać, bo bałam się, że sprowadzi rozmowę na ten temat i zacznie wypytywać albo grozić poważnymi konsekwencjami utraty dziewictwa. Nie mówiłam, że na ostrzeżenia już za późno i że nie żałuję, że mam to za sobą. Bałam się oceny, że jestem grzesznicą, dzi * ką, bezbożnicą. Wiedziałam, że to będzie kolejny powód do umniejszania mojej wartości i w ich oczach będę jeszcze gorsza. Do dziś o tym nie wiedzą.
Był płacz, krzyk i przerażenie
W końcu wyjechałam z domu na wymarzone studia. Wyrwałam się. Do domu wracałam tylko na weekendy. Ale niedziela to dzień kościoła. Wymawiałam się tym, że pójdę wieczorem u siebie, albo, jeśli mogłam, wracałam w sobotę. Czasem dla świętego spokoju szłam razem z nimi. Ale miałam już dość kłamstw, bo nienawidzę tego robić, więc przyznałam, że nie chodzę do kościoła i już nie będę tego robić tylko ze względu na nich.
Był płacz, krzyk i przerażenie.
Powiedzieli, że w takim razie od tego momentu mam nie liczyć na jakąkolwiek pomoc finansową. Że mam radzić sobie sama. Obwiniali mnie za „odwrócenie się od rodziny” i za to, że nasze relacje nie są najlepsze. Według nich, skoro nie jestem wierząca i praktykująca, to nie mam żadnych wartości.
Większość pieniędzy przeznaczam na lekarzy
Mam rentę rodzinną, która mi się należy, więc właściwie nie powinnam potrzebować wsparcia finansowego. Ale otrzymywał ją mój wuj. Gdy powiedziałam, że chciałabym, żeby trafiała na moje konto, usłyszałam, że w ten sposób wypnę się na rodzinę i pokażę niewdzięczność za ich wieloletnie wsparcie jako rodziny zastępczej. Mimo to, poszłam do ZUS-u i poprosiłam o przekierowanie na moje konto. Zero problemu. W spadku po ojcu mam też nieruchomość, z której także co miesiąc dostaję trochę za wynajem. Czasem pieniądze pożycza mi mój chłopak, który ma stabilną i pewną wypłatę.
Śpiewałam na weselach albo w restauracjach, a czasem po prostu z głośnikiem na Starym Rynku z puszeczką, dzięki czemu udawało się trochę zarobić. Niestety, w trakcie pandemii ta możliwość przepadła, renta się kończy, a wynajmująca osoba ma trudności z zapłatą za wynajem. Szukam pracy, próbując kończyć drugie studia.
Większość pieniędzy przeznaczam na lekarzy, bo mam Hashimoto i nietolerancję histaminy. Noszę też aparat ortodontyczny, żeby zniwelować bóle w stawie skroniowo-żuchwowym. Psychoterapia także sporo kosztuje.
Mówili, że skończę jak moja matka, która popełniła samobójstwo
Rodzina błagała o to, żebym rzuciła studia, na których „wyprano mi mózg”. Żebym rzuciła mojego chłopaka, bo „sprowadza mnie na złą drogę”, opuściła to „lewackie” miasto i wracała do domu jak najszybciej, „póki jest jeszcze co ratować”. Kiedy mówiłam, że w końcu czuję się zdrowsza psychicznie i szczęśliwsza, słyszałam, że to ułuda, kłamstwo, że szatan mydli mi oczy i skończę tak jak moja matka, która popełniła samobójstwo – bo ją też szatan zwiódł, też odeszła od kościoła i od rodziny. I „dlatego tak skończyła".
Ciocia mówiła o mojej mamie tylko negatywnie. Kiedy robiłam sobie maseczkę na twarz z przepisu z internetu, słyszałam: „Twoja matka też tak kombinowała i całkiem sobie skórę zniszczyła”. A ze zdjęć i nagrań widzę, że po prostu miała trądzik. „Twoja matka też wyjechała do wielkiego miasta i mieszkała z facetem bez ślubu, dlatego była nieszczęśliwa”. Nigdy nie słyszałam o niej nic pozytywnego. Wiem tylko, że popełniała błędy, że miała depresję i popełniła samobójstwo, bo odwróciła się od Boga i rodziny.
A co jeśli to wszyscy odwrócili się od niej? Jeśli ciągle słyszała to samo co ja? Gdy próbuję pytać o nią, by usłyszeć choć jeden fakt pozbawiony religijnej oceny, następuje cisza. Albo znów słyszę o jej błędach, które ja powielam. A ja mam tych przestróg dość.
Czasem myślę, że robię tą terapię za nas dwie. Za siebie i swoją matkę. Próbuję zrozumieć nas obie.
Mogłabym chyba tak wymieniać w nieskończoność objawy kościelnej pobożności mojej rodziny kontra to, co działo się w domu, ale i tak zawsze myślałam, że przecież nie jest tragicznie, bo to nie są alkoholicy, którzy codziennie biją swoje dzieci. Biją tylko trochę, prześladują tylko trochę, a poza tym dużo się modlą. Czy to już powód do narzekań?
Doświadczasz przemocy w rodzinie? Nie jesteś winny ani winna. Nie jesteś sama ani sam. Możesz otrzymać wsparcie w Poradni Telefonicznej „Niebieskiej Linii”: 22 668-70-00Email: pogotowie@niebieskalinia.pl WWW: http://www.niebieskalinia.pl
Chcesz podzielić się swoją historią? Napisz do maja.stasko@iberion.pl.