Staśko: Odpowiadam Krzysztofowi Stanowskiemu. "Nie mierzę wartości ludzi zasięgami. Tu się różnimy"
Od wczoraj co kilka sekund dostaję hejterskie komentarze i wiadomości prywatne. Krzysztof Stanowski wydał oświadczenie w sprawie, to teraz czas na moje.
O co chodzi?
Krzysztof Stanowski od miesięcy atakuje mnie w swoich programach. Zaczął od wyśmiania mojego doświadczenia przemocy seksualnej – zniekształcił je, podważył to, że miało miejsce, bo miałabym nie być wystarczająco atrakcyjna, by mnie molestować. Dla każdej ofiary przemocy takie słowa to potężny trigger: bagatelizowanie doświadczenia, wyśmiewanie, skupianie się na wyglądzie ofiary i robienie z molestowania komplementu wyglądu to wtórna wiktymizacja. To powód, dla którego ofiary nie mówią o przemocy i jej nie zgłaszają – bo obawiają się dokładnie takiej reakcji. Po tym nagraniu pisały do mnie dziewczyny po przemocy, przerażone, skrzywdzone.
To wtedy dowiedziałam się, że istnieje taki dziennikarz sportowy jak Krzysztof Stanowski. To on zaczął we mnie uderzać. I to w najgorszy możliwy sposób.
Przez kolejne miesiące Stanowski co rusz o mnie mówił: w wywiadzie z Krzysztofem Gonciarzem pomawiał mnie, że uznaję każdego mężczyznę za gwałciciela. Nigdy nic takiego nie napisałam ani nie powiedziałam, ale to ostatnio częste fanaberie osób, którym nie podoba się fakt, że kobiety po przemocy zdobywają głos. W rozmowie z Jasiem Kapelą wyśmiewał to, że co piąta kobieta doświadczyła gwałtu, co znów wśród osób, które wspieram, wywołało sporo bólu, bo osób po gwałtach jest wiele, za wiele, i zamiast to podważać, lepiej je wspierać. Ale to by się nie klikało – bo klika się agresja i konfrontacja, a nie pomoc innym i wsparcie.
Po drodze mówił o mnie w kilku innych kontekstach. To wygląda na jakąś obsesję. Dlatego zabawnym może wydawać się fakt, że gdy odpowiadam na jego słowa, słyszę... że to ja mam obsesję. Ale to tylko odpowiedź. Nie chcę dać się uciszyć i bezkarnie obrażać. Przecież każdy ma prawo do obrony – a nawet każda.
Toksyczność, agresja, frustracje
Nie znałam Stanowskiego przed tym, gdy zaczął mnie atakować. Po prostu jesteśmy z innych środowisk i interesują nas inne rzeczy, tyle. Ale w programach, które widziałam, gdy zaczął we mnie uderzać, było sporo toksyczności, niehamowanej agresji i frustracji. Próby dowalenia za wszelką cenę, wyśmiewanie doświadczeń innych osób, poczucie wyższości i brak szacunku. Zamiast wysłuchania i rozmowy – „oranie”, ciśnięcie i robienie beki. Bo to się klika. Bo z tego są zyski.
Bardzo nie chciałabym, żeby ludzie tak się komunikowali między sobą. Żeby tak się krzywdzili. Wspieram osoby po przemocy i wiem, jak potworne to ma konsekwencje dla ich zdrowia i życia. Żadne zyski nie są tego warte.
Wczoraj Stanowski wypuścił kolejny program, w którym znów o mnie wspomina – uznał, że nie zaprosi mnie do programu, bo po co, kim ja jestem. Po pierwsze – mówienie o kimś z pogardą tylko dlatego, że się go nie kojarzy i przez to czuje się lepszym, jest wyrazem braku szacunku. Większość widzów Stanowskiego to osoby, których on nie kojarzy – ale to nie oznacza, że nie należy im się szacunek. Każdemu on się należy. Osoba publiczna nie jest w żaden sposób lepsza od osoby, która nie jest publiczna.
Ja też nie kojarzyłam Krzysztofa Stanowskiego – ale nie czuję się przez to lepsza. Bo to nie popularność, rozgłos i zasięgi są najważniejsze – wbrew temu, co zdaje się myśleć Stanowski. Dla mnie ważniejsi są ludzie. Po prostu. Tu się różnimy.
Nie mierzę swojej ani niczyjej wartości wyglądem, zasięgami czy rozgłosem
Po drugie – codziennie wspieram osoby po przemocy, napisałam dwie książki o gwałtach, dziesiątki artykułów i reportaży, dzięki którym ofiary przemocy dostawały wsparcie, a wymiar sprawiedliwości widział, że patrzymy im na ręce. Chodzę na rozprawy z kobietami po gwałtach, na policję, na prokuraturę, walczę dla nich o mieszkania socjalne. Gdy Stanowski zaczął mnie atakować, mógł to sprawdzić – choćby z szacunku dla mnie. Może dowiedziałby się, że podważanie doświadczeń molestowania, w jakiejkolwiek formie zostały wyrażone, może u ofiar powodować ataki paniki i napady lękowe. Może przeczytałby, czym jest gaslighting: forma przemocy psychologicznej, w której ktoś tworzy u ofiary wątpliwości co do własnych słów, wspomnień, powoduje u niej dezorientację i podważanie własnej pamięci.
Oczywiście, wspomnienie o tym, że nie jestem nikim istotnym, miało mnie znów upokorzyć w oczach jego fanów. Tak jak wcześniej sugestia, że jestem za mało atrakcyjna, by mnie molestować. Ale ja nie mierzę swojej ani niczyjej wartości wyglądem, zasięgami czy rozgłosem. Owszem, jestem osobą publiczną, jestem zapraszana i pojawiam się w mediach. Ale to nie to jest dla mnie wyznacznikiem wartości. Osoby, które nie są popularne, są równie wartościowe. A bardziej od osiągnięć takich jak wygląd, zasięgi, pieniądze czy popularność – imponuje mi pomaganie innym, tworzenie sieci wsparcia dla potrzebujących czy praca w Niebieskiej Linii, Feminotece, Centrum Praw Kobiet, MOPS-ach albo innych instytucjach pomocy.
To, że Stanowski ocenia ludzi po ich rozpoznawalności, świadczy tylko o nim. I sugeruje, że ponad ludzi przedkłada zyski. Ja nie potrzebuję nikomu udowadniać, że jestem rozpoznawalna i toczyć dyskusje, czy jestem bardziej znana od Jasia Kapeli albo innych gości Hejt Parku. Wolę robić swoją robotę, pisać i pomagać.
A zarzut, że nie jestem istotną stroną w żadnej publicznej debacie? Walka z przemocą seksualną to nie ważny temat? Zmiana definicji zgwałcenia na taką, by obejmowała większość gwałtów w Polsce to nie ważna publiczna debata? Ta propozycja zmiany definicja była szeroko omawiana we wszystkich mediach. A wprowadzenie kategorii przemocy ekonomicznej? Walka z poniżaniem ludzi ze względu na wygląd i stan portfela, która powraca w kolejnych ogólnopolskich dyskusjach? Nierówności ekonomiczne, które co rusz pojawiają się w mediach?
Cóż, spoglądając na kontent Stanowskiego, to rzeczywiście dla niego nie są ważne publiczne debaty. Ale to raczej nie jest problem ze mną.
Zdanie prowadzącej? Nieistotne
Gdy wczoraj zobaczyłam, że Stanowski po raz kolejny próbuje mnie obrażać na oczach tysięcy swoich fanów, którzy co rusz przybywają, by wysyłać mi groźby i mnie obrażać, nie siedziałam cicho i potulnie, wystawiając się na kolejne ataki. Sprostowałam, że zaproszona już zostałam – przez Iwonę Niedźwiedź, kilka tygodni temu. Na co obruszony Stanowski ogłosił, że już nie jestem zaproszona. Zapytałam panią Iwonę, o co chodzi. Nie wiedziała, musiała sprawdzić, co mężczyzna pisze w tweetach. Początkowo zrozumiałam to tak, że ten nie poinformował jej o swojej decyzji. Okazało się, że poinformował, natomiast sposób ogłoszenia tego przez niego był brakiem szacunku. Pani Iwona miała podobne odczucia: napisała potem, że w tej dramie denerwuje ją m.in. "oświadczenie Krzyśka, w którym traktuje mnie dość przedmiotowo i brak w tym wszystkim elementarnego szacunku szefa do pracownika".
Pani Iwona przeprosiła mnie za tę sytuację, wsparłyśmy się z sympatią i empatią. Różnimy się w poglądach, ale się szanujemy. Tak mogą i powinny wyglądać relacje międzyludzkie. Krzysztof Stanowski z kolei nigdy do mnie nie napisał, mimo iż co rusz wspominał o mnie w programie, co zakrawało na obsesję. Zapytałam wczoraj, z czego to wynika – Stanowski w swoich programach nigdy nie zaprosił kobiety, nigdy z kobietą nie rozmawiał. On o kobietach tylko mówi – często w poniżającym tonie, jak o mnie czy Ilonie Łepkowskiej.
Dlaczego przy rozmowie o ustawie reprograficznej nie zaprosił Ilony Łepkowskiej? Czy uznał, że Jaś Kapela jest bardziej merytoryczny i ma większą wiedzę?
Rozumiem, że można się z czymś nie zgadzać, ale stawianie kobiet w pozycji mema do obśmiania i niedawanie im głosu, a wręcz go odbieranie, to bardzo przedmiotowe traktowanie kobiet.
Nie odpowiedział mi na te pytania. Nie rozmawia ze mną, tylko o mnie mówi.
Stanowski podkreślił, że przy zapraszaniu gości nie patrzy, co mają między nogami. Skoro więc celowo nie wybierał samych mężczyzn do rozmów, to oznacza, że z jakiegoś powodu uznał, że nie ma żadnej kobiety, z którą warto byłoby porozmawiać. Skontaktował się z... jedną. Ale mu nie odpowiedziała. Jedna kobieta warta rozmowy na dziesiątki mężczyzn. Wiecie, jak to się nazywa? Zinternalizowana mizoginia.