Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Społeczeństwo > Śpiewak: Cywilizacja śmierci w państwie na niby
Jan Śpiewak
Jan Śpiewak 19.03.2022 08:56

Śpiewak: Cywilizacja śmierci w państwie na niby

publicystyka (2)

W Polsce wedle badań naukowców z Uniwersytetu Warszawskiego zmarło w trakcie 18 miesięcy pandemii 150 tysięcy osób więcej niż we wcześniejszym analogicznym okresie. To więcej niż liczy mieszkańców Zielona Góra. Większość z tych zmarłych ludzi to osoby, które nie otrzymały odpowiedniej opieki medycznej na czas. Innymi słowy, to zgony, których można było uniknąć, gdyby w Polsce ochrona zdrowia wyglądała trochę mniej tragicznie. Gdybyśmy nie mieli najmniej lekarzy i pielęgniarek w całej Unii Europejskiej. Gdybyśmy nie wydawali na zdrowie najmniej w całej wspólnocie. Pomysł podwyższenia składki zdrowotnej spotkał się natychmiast ze zmasowanym atakiem opozycji i liberalnych mediów. Redaktor naczelny Onetu zastanawiał się, dlaczego bogaci mają płacić więcej jeśli nie są lepiej traktowani: "Czyli lepiej zarabiający, którzy i tak w dużo mniejszym stopniu korzystają w Polsce z publicznej ochrony zdrowia, mają zapłacić dużo, dużo więcej za tę ochronę zdrowia, choć w publicznych szpitalu i przychodni wszyscy są traktowani tak samo bez względu na dochody?”. Mówimy o naczelnym największego portalu w kraju. Sam rząd jest totalnie nieprzygotowany na czwartą falę, która niemal na pewno nas czeka na jesieni. Władza nie prowadzi żadnego dialogu ze światem lekarskim, nie ma dyskusji o reformie systemu ochrony zdrowia z opozycją. Jest kłótnia o Tuska i Czarnka. Po śmierci dziesiątek tysięcy naszych obywateli nie odbyła się kraju żadna państwowa żałoba. Nie było uroczystości publicznych, nie było programów w telewizji, nie było okazałych mszy. 150 tysięcy osób wyparowało i nic. Zupełnie jak w jakimś pogańskim koczowniczym plemieniu, które nie posiada pamięci i nie posiada też przyszłości.

Każdego roku kilkadziesiąt tysięcy osób umiera z powodu chorób wywołanych smogiem, kilka tysięcy ginie na drogach, a 150 tysięcy zmarło w ciągu ostatnich 18 miesięcy z powodu pandemii. Po tych ofiarach nie ma żadnej żałoby. Ich śmierć zdaje się obchodzić jedynie najbliższych. W Polsce ochrona życia kończy się po porodzie.

Podobnie sprawa wygląda ze smogiem. Wiemy, że potężna trująca chmura wisząca nad Polską przez wiele jesiennych i zimowych miesięcy powoduje kilkadziesiąt tysięcy przedterminowych zgonów. Dotyczy to oczywiście w pierwszej kolejności ludzi chorych i starszych. W tej kwestii jesteśmy, tak jak w kwestii zabójstw na drogach i ponadnormatywnych ofiar pandemii, w europejskiej czołówce. Nie mówimy tu nawet o paleniu węglem. W Polsce od lat w piecach płonie wszystko. Cała tablica Mendelejewa. Nikt tego nie ściga i nikt za to nie karze. Zimą musi być smog i koniec. To naturalna kolej rzeczy, wobec której państwo rozkłada bezradnie ręce.

Ochrona życia zaczyna interesować polityków i dziennikarzy, dopiero gdy dotyczy kobiet w ciąży. Nie powinno nas to dziwić. Ochrona życia to tylko pusty frazes, który ma torować drogę do władzy silniejszych nad słabszymi. Ostatnio w wywiadzie Jarosław Kaczyński przyznał, że przecież jak kogoś stać to zrobi aborcję za granicą. Zakaz aborcji jest więc kolejną formą kontroli nad słabszymi - kobiet ogólnie a szczególnie biednych kobiet. Zabici i ranni na drogach i ofiary smogu też są słabsze. Nie mają dzisiaj głosu. Jeśli chcemy zmienić nasze państwo na lepsze, wyrwać je z sekciarskiej wojny politycznej, zbudować z czegoś trwalszego niż karton, to musimy zacząć wreszcie słuchać słabszych i ofiar. Zastąpić darwinizm społeczny, społeczną empatią i odpowiedzialnością. Prawo silniejszego prowadzi tylko w jedno miejsce. Na cmentarz.

Znany celebryta podróżnik Przemysław Kossakowski wrzucił na swoje media społecznościowe zdjęcia z uśmiechniętymi policjantami. Celebryta trzymał w ręku mandat za przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym. Napisał w poście, że nie może obiecać poprawy, bo chłopak jest bardzo zajęty i bardzo wszędzie się spieszy.

Kossakowski chwalił się mandatem i puszczał oko do tysięcy podobnych do niego: przepisy są po to, żeby je łamać. Robi to w kraju, który od dekad nie może poradzić sobie z fatalnymi statystykami dotyczącymi ofiar na drogach. Polska pozostaje jednym z najbardziej niebezpiecznych państw w Europie. Mimo poprawy jakości infrastruktury drogowej liczba ofiar spada bardzo powoli. To, co mnie zszokowało w tym zdjęciu - obok chwalenia się sprowadzaniem na drogę zagrożenia dla życia i zdrowia - to obecność na nim dwóch uśmiechniętych policjantów. Szczerzyli się do zdjęcia i byli dumni, jakby właśnie uratowali staruszkę z płonącego domu. Oni też uważają, że zachowania zagrażające życiu innych są społecznie akceptowalne. Społecznie akceptowalna są też setki ofiar, złamanych biografii, morze łez, które wylewają rodziny. To dziesiątki jeśli nie setki tysięcy osób rocznie, ale ich głosu nikt nie słyszy. Ofiary same są w Polsce winne. Staruszka została przejechana na środku przejścia dla pieszych? Pewnie przebiegała przez zebrę i nie uważała! To brzmi jak żart, ale takich wyroków w polskich sądach jest mnóstwo. Samorządowcy na wieść o zmianach przepisów ruszyli do malowania napisów ostrzegających pieszych przed patrzeniem w telefon. Próżno szukać podobnych akcji w stosunku do kierowców. 

Sędziowie, policja i prokuratura tolerują zabójców drogowych, bo taka panuje w Polsce kultura. Kultura śmierci. Przeżyją tylko najsilniejsi. Pełen darwinizm społeczny, który widać w Polsce na każdym kroku. Przemoc na drogach jest jednym z najbardziej widowiskowych elementów tej kultury, bo widać ją na każdym kroku i najłatwiej w teorii z nią walczyć. Zależność między wysokością kar i jej nieuchronnością a liczbą wypadków jest ogromna. Kilka lat temu posłowie wystąpili przeciwko fotoradarom i utrudnili ich funkcjonowanie. Z dnia na dzień z dróg w Polsce zniknęło 400 fotoradarów. Od razu statystyki wypadków w tych miejscach poszły do góry. W niektórych nawet o 40 procent. Inicjatywa była pomysłem SLD, ale zagłosowali za nią reprezentanci wszystkich partii. Do tej pory stawki mandatów są żenująco niskie i wynoszą tyle ile w latach dziewięćdziesiątych. Sprawcy wypadków mogą liczyć przed sądami na ulgowe traktowanie. Nie tylko ci znani, ale tych szczególnie pamiętamy. Cimoszewiczowi, Najsztubowi, Durczokowi za niebezpieczne piractwo drogowe nie spadł włos z głowy.

Powiązane
Sejm, Donald Tusk, Zbigniew Ziobro
Tych słów politycy wstydzą się do dziś. Sprawdź się w quizie, niewiele osób zdobywa 5 punktów