wtv.pl > Tylko u nas > "Nie zatrudniamy debilek z piorunami w profilowych”. Dyskryminował podczas rekrutacji i obraził dziennikarkę, która go o to pytała
Maja Staśko
Maja Staśko 19.03.2022 08:56

"Nie zatrudniamy debilek z piorunami w profilowych”. Dyskryminował podczas rekrutacji i obraził dziennikarkę, która go o to pytała

EN 01467717 0090
Piotr Molecki/East News

Joannie często brakuje pieniędzy do pierwszego. Wtedy głoduje. Zalewa kaszę kostką rosołową, bo nic innego nie ma. Czasem nie ma na czynsz i opłaty. Żyje w ciągłym stresie, że wyląduje na bruku.

Marzy o pracy. Codziennie zagląda na portale i grupki z ogłoszeniami o pracę. Na grupce "Praca Kraków i Małopolskie” na Facebooku znajduje się ponad 142 tysiące profili. Joanna zapisała się tam 10 czerwca 2021 r. Gdy zobaczyła ogłoszenie o pracę w Mojitos Casa Latina, przesłała tam swoje zgłoszenie.

"Hej! Jestem zainteresowana pracą, jestem w pełni dyspozycyjna szybko się uczę (od zawsze zresztą chciałam się nauczyć robić dobre drinki) i mam doświadczenie w pracy w gastronomii, konkretnie to obsługa i serwis ekspresu ciśnieniowego latte art i kompozycje kaw wszelakich”.

Joanna nie ma pracy od listopada 2020 r. W listopadzie przeprowadziła się do Krakowa od toksycznego byłego partnera. Musiała zacząć życie od zera. Mieszkanie, przeprowadzka. - Po tym związku mój stan psychiczny był po prostu tragiczny. Nie miałam na nic siły.

Wcześniej przez dwa lata pracowała w McDonaldzie, na wszystkich stanowiskach poza kuchnią. Najlepiej sobie radziła, robiąc kawy i desery.

Napisała też na grupce w komentarzu pod postem Mojitos Casa Latina, że się tam zgłosiła.

Od listopada szuka pracy. W tym czasie pracowała na czarno, bez umowy – roznosiła ulotki. Pracowała także seksualnie. Tego ostatniego żałuje, to nie dla niej. Przerabia to doświadczenie na terapii, razem z doświadczeniem toksycznego związku. Nie ma prawa do publicznej terapii, bo nie ma ubezpieczenia zdrowotnego. Terapię opłaca jej Sex Work Polska – kolektyw pracownic seksualnych, które się organizują i wspierają.

„Nie zatrudniamy debilek z piorunami w profilowych”

To była 14:00. O 21:05 otrzymała wiadomość od Pawła D.

„Dziękujemy za aplikacje na stanowisko barmanki, ale nie zatrudniamy debilek z piorunami w profilowych”

Pioruny na zdjęciach profilowych to symbol Strajku Kobiet – ruchu społecznego walczącego przeciwko całkowitemu zakazowi aborcji wprowadzanemu przez fundamentalistycznych katolików i PiS, a także za równym dostępem do aborcji.

Joanna zapytała, czy ocenił jej kompetencje po zdjęciu. Dodała, czy nie liczy się, że ma ponad dwuletnie doświadczenie w gastronomii.

Paweł D. odpowiedział:

„Nie po zdjęciu, tylko po znaczku pioruna. Żegnam

Z tym znaczkiem to proszę szukać pracy na płk Dąbka w tvn

W gastronomii nikt się nie odważy zatrudnić kobiety, która zamordowałaby swoje dziecko, tfu”

- To jaskrawe naruszenie przepisów Kodeksu pracy. Zachodzi tu dyskryminacja bezpośrednia w formie odmowy zatrudnienia ze względu na światopogląd, a także molestowanie ze względu na światopogląd. Czyli podwójna dyskryminacja – mówi Grzegorz Ilnicki, prawnik zajmujący się prawami pracownic i pracowników.

Art. 18 3a § 1 Kodeksu pracy mówi o równym traktowaniu przy nawiązywaniu stosunku pracy (a zatem także przy rekrutacji) kandydatów do pracy i niedyskryminowania ich m.in. ze względu na płeć czy przekonania polityczne. Zakaz dyskryminacji obejmuje nie tylko pracowników, ale także kandydatów do pracy.

W artykule 18 3a § 5 pkt. 2 możemy przeczytać, że molestowanie to: „niepożądane zachowanie, którego celem lub skutkiem jest naruszenie godności pracownika i stworzenie wobec niego zastraszającej, wrogiej, poniżającej, upokarzającej lub uwłaczającej atmosfery”. Ten przepis reguluje molestowanie w pracy – a także w procesie kandydowania do pracy.

Jak wygląda dziennikarska robota

Joanna była przekonana, że napisał do niej właściciel Mojitos Casa Latina – bo nigdzie indziej nie przesyłała zgłoszenia. Roztrzęsiona napisała do mnie.

- Czuję się teraz jak człowiek gorszej kategorii. Jakby moje doświadczenie i to, co umiem nie miało kompletnie znaczenia - powiedziała mi.

Zdecydowała się nagłośnić sprawę. Nie chciała, by ten mężczyzna pozostał bez konsekwencji i mógł podobnie traktować innych. Napisałam więc do lokalu Mojitos Casa Latina, by sprawdzić, czy ten człowiek jest ich właścicielem. Ale oni nie mieli pojęcia, kto to. Nie wiedzieli nawet, co oznacza błyskawica na profilowym, bo nie pochodzą z Polski.

Napisałam także do jedynej polajkowanej przez profil tego człowieka firmy. Bez odpowiedzi, następnego dnia zadzwoniłam. Właściciel też nie miał pojęcia, o kogo chodzi.

Poinformowałam moją bohaterkę, że to nie są te lokale.

Napisałam także bezpośrednio do Pawła D. Przez wiele dni nie odpowiadał.

W normalnej sytuacji w tym momencie skończyłabym pracę nad tym materiałem – nie byłam bowiem w stanie zweryfikować wszystkich informacji, a jako dziennikarka nie publikuję materiałów, które są niesprawdzone i bazują wyłącznie na skandalu i kontrowersji. To bywa irytujące, ale czasem po prostu szukamy, badamy, krążymy – i nic z tego nie wychodzi. I mimo iż sprawa jest mocna i ważna, nie można wypuścić tekstu – bo nie wszystko można sprawdzić. A teksty bez sprawdzenia są po prostu nierzetelne.

I mogą wyrządzać realną szkodę – o czym zaraz.

Dlatego nie zdecydowałam się opublikować tego tekstu. Wróciłam do pracy nad innymi materiałami.

„Nigdy nie obsługiwałem i nie będę obsługiwał p*d*rastow”

Paweł D. odpisał mi po czterech dniach. Jego odpowiedzi od początku były ofensywne i obraźliwe.

„Rowno traktuje qszystkich

Debile są debilami i tyle

To ja decyduje kogo zatrudniam

Nie dyskryminuje płci, tylko poziom inteligencji

Czy to byłby mężczyzna, kobieta, pies, kot, świni czy fortepian, jeśli miałby piorun symbolizujący "kobiety", dla mnie jest debilem.

Nie chce mieć do czynienia z debilami, a tym bardziej ich zatrudniać.

Czy moja odpowiedź jest dla pani/pana/konia (bo nie wiem z czym się identyfikuje Twoja postac) wyczerpująca?”

Zadałam pytanie, jaką firmę pan Paweł reprezentuje. „*** LGBT S.A.”. Gdy poprosiłam o poważną odpowiedź, przeczytałam:

„Osobom niepoważnym nie udzielam poważnych odpowiedzi. Spieprzaj do tęczowych wynaturzencow.

A rozgłosu nie musisz mi robić. Nigdy nie obsługiwałem i nie będę obsługiwał p*d*rastow I lgbtqwerowcow... tfuuu, dewianci

Następnie nazywał osoby z błyskawicą na zdjęciu profilowym „idiotkami”, „durniami”, „durnymi idiotkami”, ludźmi o „IQ niższym niż kostka brukowa” i całym arsenałem innych inwektyw – wynikających wyłącznie z analizy zdjęcia profilowego Joanny.

„Informuję też, że symbol pioruna nie jest manifestacją polityczną, a światopoglądową. Podczas rekrutacji nigdy nie pytam o poglądy polityczne, wyznanie, religię. Nie interesuje mnie to. Natomiast zwracam uwagę na to, co osoba publicznie manifestuje, gdyż to już przestaje być sprawą prywatną” – sprecyzował.

„Każda dziunia z piorunem szuka pracy”

Zastanawiało mnie, dlaczego ten człowiek napisał do Joanny, skoro ona nie zgłaszała się do jego firmy w sprawie pracy, a także nie ogłaszała publicznie, że szuka pracy.

- Bohaterka pokazała mi, że nie zamieściła na grupce publicznego ogłoszenia, że szuka pracy. W jaki sposób Pan ją znalazł?

- Telepatia

- A tak naprawdę?

- Zazwyczaj każda dziunia z piorunem szuka pracy, bo przecież "szlachta nie pracuje"

W grupie na Facebooku jest ponad 140 tys. profili. Część z nich ma pioruny na zdjęciu profilowym. Joanna nie chciała ani pracować u pana Pawła, ani znać jego opinii na temat jej poglądów. A jednak do niej – najwyraźniej nieproszony – napisał.

- Czy Pisze pan w ten sposób do każdej osoby z błyskawicą, która szuka pracy na grupce dla osób poszukujących pracy?

- Nie osoby z błyskawicą, tylko do debila. Każdy z błyskawicą jest dla mnie debilem

- Czyli pisze Pan tak do każdej osoby z błyskawicą na tej grupce?

- Wyraziłem się jasno. Ch*j Ci do tego.

 Osoba z piorunem na profilowym? “Nieinteligentna, nie potrafi logicznie rozumować”

Po kilku dniach pan Paweł doprecyzował:

- Skoro do niej napisałem, to musiała udostępnić informację, że szuka pracy. Odezwałem się, ponieważ szukam kilku pracowników do nowego oddziału. W trakcie pisania wiadomości miniatura osoby, z którą się koresponduje, jest większa, i wtedy dostrzegłem znak pioruna, czyli manifest za prawem do aborcji, zabijania swoich dzieci. Dlatego skreśliłem tą osobę z dalszej rekrutacji, gdyż osoba, która jest nieinteligentna, nie potrafi logicznie rozumować, nie może być kompetentna na stanowisko, które oferuję.

- Ja widziałam historię tej rozmowy. Pan ją zaczął – zgodnie ze skrinem, który dostałam. Ta kobieta się do Pana nie zgłaszała ani nie pisała na forum ogólnym, że szuka pracy.

- W takim razie musiała skomentować nasz lub podobny post, że poszukuje pracy. Nie ma możliwości, bym się skontaktował, gdybym nie powziął informacji o tym, że osoba jej nie szuka.

- Tak, skomentowała jeden post – niedotyczący Pana firmy. A Pan, zamiast to zignorować, zaczął do niej pisać z inwektywami.

Jak zaorać lewaczkę

Uznałam, że wciąż mam za mało informacji, by tworzyć z tego tekst. Mężczyzna schował się za anonimowością internetu, jego firma - jeśli w ogóle ją ma - wciąż była nieznana. Odpuściłam. I to się zdarza – czasem pracujemy kilka dni nad materiałem, który po prostu się nie ukaże. Frustrujące, ale pozwala nie wypuszczać nierzetelnych materiałów.

Ale w dniu naszej rozmowy Paweł D. zamieścił na Twitterze skrin z początku tej rozmowy, pisząc, że tak rozmawia się z debilami. Czyli ze mną.

>

Udostępniona przez Pawła D. treść rozmowy wyglądała tak:

>

Od tego momentu sprawa stała się publiczna. Prawicowi użytkownicy komentowali, że mi „pojechał i mnie „zaorał”, że „zmasakrował lewaków”, gdy nazwał osoby z piorunami debilkami i pisał do mnie ofensywne wiadomości.

Gdy ktoś zapytał właściciela, co to za knajpa, on odpowiedział: „Spokojnie… I tak nie wejdziesz… Dewianci i nieokreśleni płciowo nie są mile widziani”. Okazało się jednak, że to człowiek, który popierał działania Pawła D. Panowie się pokłócili.

>

Ja zamieściłam takiego posta ze skrinem z Twittera Pawła D.:

>

Wciąż nie miałam zamiaru publikować na ten temat tekstu w takiej formie. Gdy wrzuciłam post, to po to, by podzielić się doświadczeniem pracy dziennikarki – często niewidocznym i przemilczanym, ze skrinem, który upublicznił pan Paweł. Tyle. Byłam pewna, że to koniec tematu, a jeśli nie uda mi się zdobyć reszty informacji, to tekst się nie ukaże.

Jak powstają fake newsy

13 lipca bar Mojitos Casa Latina napisał do mnie, że prosi o sprostowanie informacji o nich w moim artykule, bo to im robi antyreklamę. Z 5 gwiazdek mają nagle 2,8, bo ludzie masowo wystawiają 1.

Nie miałam pojęcia, o co chodzi. Nie opublikowałam żadnego artykułu, nie napisałam publicznie o tym lokalu, bo szybko udało mi się ustalić, że to nie o niego chodzi. Jego nazwa nigdzie się nie pojawiła.

Lokal przesłał mi skrin z jednej z grupek, w której ktoś powoływał się na mnie i podawał nazwę Mojitos Casa Latina. Lokalu, który nie miał nic wspólnego z Pawłem D.

>

Napisałam do bohaterki. Okazało się, że błędną nazwę lokalu podała jej koleżanka, której Joanna opowiadała o całym zajściu. Wypuściła fake newsa, oburzona, w poczuciu krzywdy bliskiej sobie osoby i poszukiwania sprawiedliwości, z chęcią wsparcia swojej koleżanki.

Tyle że bez sprawdzenia ten fake news uderzył w niewinnych ludzi. Joanna była przerażona, nie wiedziała, że jej koleżanka ogłosiła to na grupce. Oczywiście, po interwencji Joanny, koleżanka od razu to skasowała i sprostowała. A ja zaczęłam działać, by lokal znów miał pozytywne oceny. Opisałam wszystko na Facebooku i poprosiłam o wystawianie pozytywnych ocen jako przeciwwagę dla tych negatywnych, które były stawiane pod wpływem fake newsa.

Jak nie dać się nabrać na fake newsy, można obejrzeć TUTAJ: https://www.youtube.com/watch?v=ZwmYzDhXqDY&feature=youtu.be .

>

Oceny wzrosły z 2,8 do 4,7. Wiele opinii było wymierzonych we mnie – prawicowi komentatorzy pisali, że „nakręciłam nagonkę na lokal człowieka, który odmówił pracy osobie z błyskawicą na profilowym”. Nie zdawali sobie sprawy, że to nie ten lokal – bo nie sprawdzili tego fake newsa, nie napisali też do lokalu, by o to zapytać. Nie zdawali również sobie sprawy, że to ja chcę, by wystawiano lokalowi dobre oceny.

Ale to akurat zadziałało na korzyść lokalu – i moi hejterzy, i osoby mnie wspierające masowo dawały lokalowi 5.

Następnego dnia rano zmieniono w Google nazwę lokalu na „Mojitos Casa Kutasina”. Zamiast „bar”, lokal miał kategorię „synagoga”. Ktoś to zmienił w ramach żartu – seksistowskiego i antysemickiego. Po chwili, dzięki nagłośnieniu sprawy na Facebooku, udało nam się przywrócić nazwę.

>

„Niestety, zes*ała się”

14 lipca przed północą znów napisał do mnie Paweł D.

„Dzień dobry. Czy wyrazi Pani zgodę na zacytowanie niektórych Pani wypowiedzi naszej rozmowy? Cytaty będą kompletne, nieokrojone, tym bardziej: niewyrwane z kontekstu”. Zapytałam, w jakim celu. „Portal internetowy z możliwą publikacją w serwisie porannym telewizji”.

Odpisałam, że wolałabym nie, bo sama szykuję materiał w temacie i wiem, że wszystko wymaga rzetelnego sprawdzenia i informacji, których żadne inne medium nie ma, a także kontaktu z bohaterką, który mam tylko ja. „Miała Pani szansę zostawić komentarz. Do usłyszenia”. Odpowiedziałam: „Nie, to nie była szansa. Dziennikarze zwracają się do osób z konkretnymi pytaniami i zakresem. Pan nie jest dziennikarzem, tylko człowiekiem, który mnie obrażał w trakcie wywiadu, który z Panem prowadziłam”.

Wtedy wysłał wiadomość, która zaczynała się jakoś tak: „Niestety, zes*ała się, więc publikujemy jako Maja S., dziennikarka i lewicowa aktywistka”. Szybko usunął. Zapytałam, o co chodzi. Odpisał, że to nie do mnie.

„Konflikt, fałszywe informacje i dyskryminacja łączą się bezpośrednio z tym, w jakie grupy zbieramy się w Internecie”

Joanna wciąż szuka pracy – ma nadzieję, że ten materiał może jej w tym pomóc. Mojitos Casa Latina ma kilkadziesiąt razy więcej ocen niż miało przed wypuszczeniem fake newsa – ale z średniej 5 na Google ma 4,7. Zwiększyła się też liczba obserwujących lokal na Facebooku, a także ruch na stronie. Paweł D. dalej zapiera się, że nazywanie debilami osób z błyskawicą na profilowym nie jest dyskryminacją i szykuje na mnie tajemnicze materiały w mediach, a także mówi o pozwach, jeśli jego wypowiedzi zostaną zmanipulowane.

Nie zostały.

Tak wygląda pole po bitwie w mediach społecznościowych w 2021 r.

- Każda wspólnota, czy to w realnym świecie czy wirtualnych organizuje się wokół jakiejś osi wartości - mówi dr Małgorzata Majewska, językoznawczyni UJ. - Mogą to być wartości postulowane, które są społecznie popierane: ekologia, globalnego ocieplenie, walka z przemocą domową... Ale wiele osób, których prywatne przekonania nie znajdują akceptacji w dyskursie publicznym, znajdują dla siebie wspólnoty o podobnym myśleniu w internecie. W dowolnym momencie można znaleźć w sieci grupę, która wyznaje wartości rasistowskie, seksistowskie, homofobiczne. Gdy taka osoba sama hejtuje, to równocześnie ma poczucie przynależności do grupy, która myśli podobnie i wtedy sama czuje się bezpiecznie. Sama zaś przemocowa informacji dostaje w ten sposób grupową legitymizację.

- Interesujące w tej historii jest to, że rekruter i rozmówczyni nie są dla siebie anonimowi - mówi dr Marcin Zaród, Wydział Socjologii UW. - A jednocześnie w komunikacji z dziennikarką, ten sam rekruter zachowuje się tak, jakby był zamaskowanym superbohaterem. Innymi słowy: faktyczna anonimowość jest drugorzędna wobec nawyku sieciowego. I tu chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Bohaterka historii, choć została dyskryminowana z uwagi na symbol polityczny, miała wsparcie od koleżanki i została wysłuchana przez dziennikarkę. Bohaterka historii jest w trudnym momencie, ale już widać jakieś sieci wsparcia. Rekruter jest pozornie silniejszy, ale jest bardziej osamotniony. Być może bohaterka wycofa się do prywatnych grup fejsowych, żeby tam szukać wsparcia, być może rekruter spróbuje budować markę wojownika z feminizmem. Ale w ten sposób sam konflikt, fałszywe informacje i dyskryminacja łączą się bezpośrednio z tym, w jakie grupy zbieramy się w Internecie. I na jakie wsparcie możemy liczyć.

Powiązane